DieRoten.pl
REKLAMA

REKLAMA

134. urodziny obchodziłby dziś Kurt Landauer

fot. Ł. Skwiot

Dziś mamy szczególny dzień, albowiem swoje 134. urodziny obchodziłby legenda i wielki twórca potęgi Bayernu Monachium, czyli Kurt Landauer.

Gdyby nie on – Bayern nie byłby taką potęgą jak w dzisiejszych czasach. To właśnie Kurt Landauer kilkadziesiąt lat temu musiał uciekać przed nazistami, żeby po wojnie powrócić do zrujnowanego wojną klubu i odbudować jego potęgę w następnych latach. Swoje 134. urodziny obchodziłby dziś "wynalazca" i wielka osobistość FCB – Landauer.

REKLAMA

Landauer, urodzony w 1884 roku, dorastał jako syn żydowskiej rodziny kupców na Kaufinger Straße. Dom stał niedaleko Ratusza, gdzie dziś Bayern świętuje swoje sukcesy. W 1901 roku Landauer po raz pierwszy w Bayernie pojawił się jako bramkarz, w czasach, w których futbol uchodził jeszcze za coś egzotycznego. Konserwatywna większość obywateli widziała piłkę nożną jako sport niemęski i „nieniemiecki”.

Zanim 16-letni Landauer zdążył dotknąć piłki, jego ojciec posłał go do szkoły w Szwajcarii. Jednak nadzieje na odzwyczajenie syna od piłki były niczym strzał do własnej bramki. W Lozannie, gdzie ukończył później bankowość, roiło się od zakochanych w futbolu angielskich studentów. Po powrocie do Monachium, w wieku 29 lat został po raz pierwszy prezydentem FC Bayernu. Zaledwie na rok, gdyż później wybuchła I Wojna Światowa. Landauer zaciągnął się na ochotnika do armii. Musiał się zatem liczyć z tym, że teoretycznie byłby zmuszony do zastrzelenia angielskiego trenera swojej drużyny. Albo sam zostałby przez niego zabity.

Drugą prezydenturę poświęcił jednemu celowi: zdobyć pierwsze mistrzostwo Niemiec dla Bayernu. Landauer zbudował młodzieżową kadrę, co w tamtych czasach było bardzo rzadkie. A przede wszystkim sprawował silną kontrolę nad zawsze solidną polityką finansową klubu. 

Nigdzie indziej kontakt z zagranicznymi drużynami nie był tak pielęgnowany, jak w Bayernie pod wodzą Kurta Landauera. Dla niego nie był to tylko element kultury piłkarskiej, ale też możliwość nauczenia się czegoś nowego od drużyn, które były lepsze. Szwajcarskie klubu są regularnym przeciwnikiem, angielskie z kolei pokazują, co potrafią, no i nie mogło obejść się bez drużyn grających wówczas wspaniały dunajski futbol – z Wiednia i Budapesztu.

REKLAMA

Legendarne stały się jego kłótnie z Niemieckim Związkiem Piłkarskim, gdyż według związku niemiecka piłka nożna miała być wolna od obcych wpływów. „Chcą się dusić we własnym sosie!” – przeklinał Landauer przy piwie. Podobnie zachowywał się, gdy poruszano temat amatorskiego futbolu, ponieważ pieniądze w sporcie również uchodziły za „nieniemieckie”. Zdaniem Landauera nie powinno tak być: Czyż nie powinno się wynagradzać za to, że ktoś poświęca swój czas piłce? I czy nie należy zachęcać zawodnika, jeżeli chce się wygrywać? I tak się właśnie stało, ale dopiero kilka dekad później.  

W 1932 roku cel został w końcu osiągnięty. FC Bayern Monachium został po raz pierwszy mistrzem kraju. Kilka miesięcy później narodowi socjaliści przejęli władzę. Żydowski prezydent musiał zrezygnować z funkcji. Stracił pracę, prezydentem był nieodpłatnie, nie mógł też korzystać z instytucji publicznych. W 1938 roku trafił do obozu koncentracyjnego w Dachau, skąd później, w dramatycznych okolicznościach, uciekł do Szwajcarii.

W 1943 roku doszło do pamiętnego wydarzenia. Kiedy FC Bayern przyjechał na mecz towarzyski do Zurichu piłkarze, pomimo zagrożenia karą i obserwacją Gestapo, podbiegli pod trybunę Landauera i zaczęli go oklaskiwać. W 1947 roku Kurt Landauer powrócił do Monachium, pomimo tego, że naziści zabili praktycznie całą jego rodzinę. Chciał znów działać w klubie, który nigdy go nie opuścił. W wieku 63 lat rozpoczął odbudowę.

Ostatnia prezydentura była dość problematyczna. Z jednej strony był wtedy dla okupantów „prześladowanym Niemcem”. Jednak wymusił na Amerykanach zmianę „Säbener Straße“ w nową centralę klubu, która do tej pory jest siedzibą FC Bayernu. Z drugiej jednak strony nastroje antyżydowskie w kraju były ciągle żywe. Osłabienie "żydowskiego klubu” podczas panowania narodowosocjalistycznej dyktatury wpłynęło na brak jakichkolwiek sukcesów. W 1951 roku człowiek, któremu FC Bayern zawdzięcza tak wiele, został odwołany z urzędu. Był głęboko załamany i tak naprawdę nigdy się z tym nie pogodził.

Oczywiście trudno porównać dzisiejszą piłkę z tą za czasów Kurta Landauera. Jednak tradycje są nieśmiertelne. Mało który topowy niemiecki klub podkreśla swoje kulturalne pochodzenie, a jednocześnie jest tak otwarty i połączony międzynarodowo. To zasługa Kurta Landauera. On sam, poliglota, Bawarczyk żydowskiego pochodzenia, który opanował cztery języki, w wyjątkowy sposób łączył w sobie te cechy. Dla niego świadomość „własnej tożsamości” nie wykluczała „inności”, a raczej rozumiał ją jako pewnego rodzaju zaproszenie. Bawarskie „Mia san Mia” jest takim podsumowaniem historii życia Landauera.

Wizja Landauera o otwartym na świat futbolu jest ciągle utrzymywana w Bayernie, mimo że historia twórcy przez długi czas była zapomniana. Kurt Landauer osobiście troszczył się o dobro zawodników. W czasach, gdy nikt o tym nie myślał, on zapewniał swoim piłkarzom ubezpieczenie. Chciał, by czuli się pewnie, także finansowo, co sprzeciwiało się obowiązującym wtedy zasadom amatorskiego futbolu.

Urosło to do rangi wydarzenia publicznego, a ultrasi przez dawne ekscesy trafili na czołówki gazet. Poza tym nie układa się współpraca na linii zarząd klubu – ultrasi, co potwierdzają liczne zakazy stadionowe. Odznaczenie Schickerii wydaje się być uporządkowaniem tych niesnasek.Kurt Landauer ogromnie by się ucieszył, ponieważ jego najbardziej fascynującą cechą było dążenie do jednoczenia największych przeciwieństw pod dachem Bayernu. I jak widać, to dążenie do dziś nie traci na sile.

REKLAMA
Źródło: DieRotenPL
GabrielStach

Komentarze

REKLAMA
Trwa wczytywanie komentarzy...