Wczoraj mieliśmy szczególny dzień, albowiem swoje 140. urodziny obchodziłaby największa legenda i wielki twórca potęgi Bayernu Monachium, czyli Kurt Landauer.
Gdyby nie on – Bayern nie byłby taką potęgą jak w
dzisiejszych czasach. To właśnie Kurt Landauer kilkadziesiąt lat temu
musiał uciekać przed nazistami, żeby po wojnie powrócić do zrujnowanego wojną
klubu i odbudować jego potęgę w następnych latach. Swoje 140. urodziny
obchodziłby wczoraj „wynalazca” i wielka osobistość FCB – Landauer.
Landauer, urodzony w 1884 roku, dorastał jako syn żydowskiej
rodziny kupców na Kaufinger Straße. Dom stał niedaleko Ratusza, gdzie dziś
Bayern świętuje swoje sukcesy. W 1901 roku Landauer po raz pierwszy w Bayernie
pojawił się jako bramkarz, w czasach, w których futbol uchodził jeszcze za coś
egzotycznego. Konserwatywna większość obywateli widziała piłkę nożną jako sport
niemęski i „nieniemiecki”.
Zanim 16-letni Landauer zdążył dotknąć piłki, jego ojciec
posłał go do szkoły w Szwajcarii. Jednak nadzieje na odzwyczajenie syna od
piłki były niczym strzał do własnej bramki. W Lozannie, gdzie ukończył później
bankowość, roiło się od zakochanych w futbolu angielskich studentów. Po
powrocie do Monachium, w wieku 29 lat został po raz pierwszy prezydentem FC
Bayernu. Zaledwie na rok, gdyż później wybuchła I Wojna Światowa. Landauer
zaciągnął się na ochotnika do armii. Musiał się zatem liczyć z tym, że teoretycznie
byłby zmuszony do zastrzelenia angielskiego trenera swojej drużyny. Albo sam
zostałby przez niego zabity.
Drugą prezydenturę poświęcił jednemu celowi: zdobyć pierwsze
mistrzostwo Niemiec dla Bayernu. Landauer zbudował młodzieżową kadrę, co w
tamtych czasach było bardzo rzadkie. A przede wszystkim sprawował silną
kontrolę nad zawsze solidną polityką finansową klubu.
Nigdzie indziej kontakt z zagranicznymi drużynami nie był
tak pielęgnowany, jak w Bayernie pod wodzą Kurta Landauera. Dla niego nie był
to tylko element kultury piłkarskiej, ale też możliwość nauczenia się czegoś
nowego od drużyn, które były lepsze. Szwajcarskie klubu są regularnym
przeciwnikiem, angielskie z kolei pokazują, co potrafią, no i nie mogło obejść
się bez drużyn grających wówczas wspaniały dunajski futbol – z Wiednia i
Budapesztu.
Legendarne stały się jego kłótnie z Niemieckim Związkiem
Piłkarskim, gdyż według związku niemiecka piłka nożna miała być wolna od obcych
wpływów. „Chcą się dusić we własnym sosie!” – przeklinał Landauer
przy piwie. Podobnie zachowywał się, gdy poruszano temat amatorskiego futbolu,
ponieważ pieniądze w sporcie również uchodziły za „nieniemieckie”. Zdaniem
Landauera nie powinno tak być: Czyż nie powinno się wynagradzać za to, że ktoś
poświęca swój czas piłce? I czy nie należy zachęcać zawodnika, jeżeli chce się
wygrywać? I tak się właśnie stało, ale dopiero kilka dekad później.
W 1932 roku cel został w końcu osiągnięty. FC Bayern
Monachium został po raz pierwszy mistrzem kraju. Kilka miesięcy później
narodowi socjaliści przejęli władzę. Żydowski prezydent musiał zrezygnować z
funkcji. Stracił pracę, prezydentem był nieodpłatnie, nie mógł też korzystać z
instytucji publicznych. W 1938 roku trafił do obozu koncentracyjnego w Dachau,
skąd później, w dramatycznych okolicznościach, uciekł do Szwajcarii.
Ein Mann, vor dem man sich für sein Lebenswerk, den FC Bayern, nur verneigen kann. ????⚪️
— FC Bayern München (@FCBayern) July 28, 2022
Anlässlich seines Geburtstages gedenken wir heute Kurt #Landauer. pic.twitter.com/pwBVhpCCVs
W 1943 roku doszło do pamiętnego wydarzenia. Kiedy FC Bayern
przyjechał na mecz towarzyski do Zurichu piłkarze, pomimo zagrożenia karą i
obserwacją Gestapo, podbiegli pod trybunę Landauera i zaczęli go oklaskiwać. W
1947 roku Kurt Landauer powrócił do Monachium, pomimo tego, że naziści zabili
praktycznie całą jego rodzinę. Chciał znów działać w klubie, który nigdy go nie
opuścił. W wieku 63 lat rozpoczął odbudowę.
Ostatnia prezydentura była dość problematyczna. Z jednej
strony był wtedy dla okupantów „prześladowanym Niemcem”. Jednak wymusił na
Amerykanach zmianę „Saebener Strasse“ w nową centralę klubu, która do tej pory
jest siedzibą FC Bayernu. Z drugiej jednak strony nastroje antyżydowskie w
kraju były ciągle żywe. Osłabienie “żydowskiego klubu” podczas panowania
narodowosocjalistycznej dyktatury wpłynęło na brak jakichkolwiek sukcesów. W
1951 roku człowiek, któremu FC Bayern zawdzięcza tak wiele, został odwołany z
urzędu. Był głęboko załamany i tak naprawdę nigdy się z tym nie pogodził.
Oczywiście trudno porównać dzisiejszą piłkę z tą za czasów
Kurta Landauera. Jednak tradycje są nieśmiertelne. Mało który topowy niemiecki
klub podkreśla swoje kulturalne pochodzenie, a jednocześnie jest tak otwarty i
połączony międzynarodowo. To zasługa Kurta Landauera. On sam, poliglota,
Bawarczyk żydowskiego pochodzenia, który opanował cztery języki, w wyjątkowy
sposób łączył w sobie te cechy. Dla niego świadomość „własnej tożsamości” nie
wykluczała „inności”, a raczej rozumiał ją jako pewnego rodzaju zaproszenie.
Bawarskie „Mia san Mia” jest takim podsumowaniem historii życia Landauera.
Wizja Landauera o otwartym na świat futbolu jest ciągle
utrzymywana w Bayernie, mimo że historia twórcy przez długi czas była
zapomniana. Kurt Landauer osobiście troszczył się o dobro zawodników. W
czasach, gdy nikt o tym nie myślał, on zapewniał swoim piłkarzom ubezpieczenie.
Chciał, by czuli się pewnie, także finansowo, co sprzeciwiało się obowiązującym
wtedy zasadom amatorskiego futbolu.
Urosło to do rangi wydarzenia publicznego, a ultrasi przez dawne ekscesy trafili na czołówki gazet. Poza tym nie układa się współpraca na linii zarząd klubu – ultrasi, co potwierdzają liczne zakazy stadionowe. Odznaczenie Schickerii wydaje się być uporządkowaniem tych niesnasek. Kurt Landauer ogromnie by się ucieszył, ponieważ jego najbardziej fascynującą cechą było dążenie do jednoczenia największych przeciwieństw pod dachem Bayernu. I jak widać, to dążenie do dziś nie traci na sile.
Komentarze