Bayern Monachium w 4. kolejce Ligi Mistrzów zremisował bezbramkowo ze Sportingiem Lizbona na Allianz Arena. Mimo że Bawarczycy uzyskali "tylko" 1 punkt w tej rywalizacji, to i tak już teraz zapewnił sobie awans do kolejnej rundy tych elitarnych rozgrywek. Spotkanie zaczęło się od przymusowego przestawienia zespołu przez trenera Felixa Magatha. Z powodu urazu mięśnia szkoleniowiec nie mógł skorzystać z usług Marka van Bommela. Holendra na placu gry zastąpił młody Christian Lell. Także z powodu zawieszenia za kartki nie mógł wystąpić Bastian Schweinsteiger - za Niemca do składu wskoczył Hasan Salihamidzic.
Bawarczycy pomimo mocno osłabionego składu starali się grać szybką piłkę. W przeprowadzaniu akcji ofensywnych przodował Willy Sagnol - to właśnie on grał w linii pomocy i jak się okazało był jednym z najaktywniejszych zawodników w tej formacji.
Makaay myli się o kilka centymetrów
Sporting został zepchnięty do głębokiej defensywy i ograniczył się zaledwie do kontrataków. Pierwszy sygnał do poważnego ataku dał Roque Santa Cruz. Paragwajczyk w 8. minucie oddał strzał na bramkę Ricardo, jednak to uderzenie nie mogło zaskoczyć bramkarz przyjezdnych. Jednak już trzy minuty później piłka o włos minęła portugalską bramkę - Roy Makaay silno uderzył po ziemi w długi róg, jednak futbolówka minimalnie przeszła obok słupka.
Jedyna godna uwagi akcja rywali w tym fragmencie gry to sytuacja Liedsona z 14 minuty, kiedy to źle lot piłki ocenił Philipp Lahm. Z tego błędu skorzystał napastnik Sportingu, jednak jego uderzenie nie było celne.
Dos Santos wchodzi po przerwie
Aż do końca pierwszej połowy Bawarczycy starali się stworzyć klarowne sytuacje. Najwięcej okazji miał Makaay, jednak holenderski snajper nie miał dzisiaj swojego dnia. Co prawda jego uderzenia mijały bramkę Ricardo o centymetry, mimo wszystko trzeba powiedzieć, że Holender zawiódł w tym aspekcie gry.
Po zmianie stron obie ekipy wprowadziły na plac gry nowych zawodników. Po stronie gospodarzy wszedł Julio dos Santos, zaś Portugalczyków wzmocnić miał Nani.
Roy nadal nieskuteczny
Od pierwszych minut drugiej połowy inicjatywę przejął Bayern, ale akcje jakie tworzyli Bawarczycy przypominały walenie głową w mur - pierwsza naprawdę groźna okazja miała miejsce dopiero w 60. minucie, kiedy to Makaay po raz kolejny nie potrafił pokonać Ricardo w klarownej sytuacji.
Po drugiej stronie boiska coraz śmielej poczynał sobie Nani. W 66. minucie w ostatniej chwili zawodnika z Lizbony powstrzymał Daniel van Buyten. Najgroźniejszą sytuację rywale bawarskiego klubu stworzyli sobie po stałym fragmencie gry - Joao Moutinho w 76. minucie z rzutu wolnego trafił w poprzeczkę.
Na zwycięskiego gola okazję jeszcze mieli Makaay (74.), Demichelis (89.) i Pizarro w doliczonym czasie gry, jednak żadnemu z nich nie udało się pokonać Ricardo.
FC Bayern - Sporting Lizbona 0:0
FC Bayern: Kahn - Lell (46. Dos Santos), Demichelis, van Buyten, Lahm - Sagnol, Ottl, Salihamidzic - Pizarro, Makaay, Santa Cruz (79. Karimi)
Rezerwowi: Rensing, Fürstner, Saba, Maierhofer, Hummels
Sporting Lizbona: Ricardo - Marco Caneira, Tonel, Anderson Polga, Tello - Paredes (52. Farnerud), Joao Moutinho, Custodio, Carlos Martins (46. Nani) - Yannick (78. Alecsandro), Liedson
Sędzia: Massimo Busacca (Szwajcaria)
Widzów: 66.000
Żółte kartki: Van Buyten, Demichelis / Custodio, Liedson
Źródło:
Komentarze