Ocena poczynań Juppa Heynckesa po dwóch spotkaniach byłaby nietaktem. Na odczynienie tego, co z Bayernem zrobił Klinsmann trzeba co najmniej kilku tygodni. Póki co gra Monachijczyków dalej na kolana nie rzuca, ale przynajmniej Bawarczycy konsekwentnie ciułają punkty. W dwóch spotkaniach z drużynami ze strefy spadkowej ugrali komplet oczek i zrównali się punktami z liderem. Mecz w Chociebużu zaczął się nieomal jak wojna, w pierwszych minutach zanotowaliśmy kilka nokautów. Po krótkim okresie mało przyjemnej dla oczu widzów i goleni graczy kopaniny, Bayern przejął inicjatywę w swoje nogi. Bawarczycy przystąpili do konstruowania akcji ofensywnych i... cóż... delikatnie rzecz ujmując to szefostwo monachijskiej ekipy błysnęło geniuszem zwalniając Klinsmanna w momencie, kiedy w perspektywie były dwa spotkania ze słabeuszami. Poprawę w grze widać. Ale jest ona na tyle niewielka, że gdyby szkoleniowiec rodem z Moenchengladbach miał na starcie trudniejszych rywali, nie mógłby teraz spać spokojnie. Nie zamierzam sugerować, ze jest słabym trenerem (Puchar Mistrzów i dwa półfinały Pucharu UEFA bronią się same), ale wszystkie sukcesy osiągał lata temu. Przez ostatnie dziesięciolecie piłka zmieniła swoje oblicze o kilkadziesiąt stopni, zniknęli samowolni czarodzieje na boisku, a kluczem do sukcesów stała się kontrola każdego centymetra placu gry i żelazna dyscyplina taktyczna.
Heynckes oczywiście nieco poprawił to, co zrobił Klinsmann. Na Stadionie Przyjaźni można było zobaczyć w końcu jak w momencie gdy ofensywni pomocnicy zbiegają na flanki w ich miejsce podchodzi defensywny pomocnik. Ta dziura była największym nieszczęściem Bayernu, trapiącym tę ekipę od półtora miesiąca. Nadal oczywiście nie są te przejścia płynne i schematyczne, ale można patrzeć na poczynania Bayernu ze świadomością, że idzie ku lepszemu. Na zmniejszenie odległości między graczami wyraźnie pomogła rezygnacja z jednego defensywnego pomocnika i przejście z kwadratowego 4-4-2 na 4-1-3-2. Zniknęło wrażenie, że odległość między atakującymi wynosi 5 metrów, a między próbującymi ich wspierać pomocnikami - 35. Dodatkowy gracz pośrodku zwiększył wyraźnie możliwości rozegrania. Teoretycznie w ofensywie jest więc lepiej. A praktycznie? Na to trzeba czasu...
Mimo to przy ustalaniu składu trener, znany w Niemczech pod niefortunnie brzmiącym w naszym języku pseudonimem "Osram", nie ustrzegł się błędu. Wstawił dwóch napastników o identycznych cechach, w wyniku czego przez kilkadziesiąt minut znajdowały się powody, by przypomnieć sobie skąd się wzięło jego przezwisko. W odróżnieniu od Klinsmanna, miał swoim graczom co nieco do przekazania spod końcowej linii, więc po kilku latach nieobecności mogliśmy ponownie podziwiać Heynckesową "żarówkę". Były już szkoleniowiec Bayernu drażnił zaś już samym faktem, że na mecz przychodził tylko i wyłącznie w roli widza. Heynckesa można zaś usprawiedliwić, że w ataku nie ma wielkiego pola manewru. Oczywiście za Podolskiego mógł zagrać Mueller, ale to też nie jest typ zawodnika, który podejmie się czegoś konstruktywniejszego w ataku, opuszczając obręb pola karnego. I Toni i Podolski czekali na piłki w szesnatce, z uwagi na słabość chociebuskiej obrony podania do nich docierały, ale następnym razem już tak łatwo nie będzie. Brakuje Klosego, brakuje zastępstwa dla niego. Ma przyjść Olić, ma przyjśc Diego, oba te wzmocnienia wydają się nad wyraz sensowne.
Ciekawą drogę przechodzi Schweinsteiger. Pomocnik Bayernu grał już w tym roku na każdej pozycji w pomocy. Tym razem wystąpił z lewej strony i zagrał najlepszy mecz od bardzo dawna. Ostatnie tygodnie nieporadnie błąkał się po murawie, zaś kiedy przyszło mu pełnić rolę zapchajdziury po Riberym, wziął sprawy w swoje ręce i nagle zaczęły wychodzić rozegrania na jeden kontakt, przy czym zresztą okazało się, że z Sosy będą ludzie. Nie będzie ich za to z Oddo. Włoch, pomijając już własną dyspozycję, powinien przerzucić się na tenis, golf albo inna dyscyplinę, gdzie umiejętność gry w zespole nie jest wymagana. Jak trzeba pójść za akcją to go nie ma, jak idzie akcja jego strona jego nie ma. Albo to wina skrótów kamery albo coś tu jest nie tak.
"Coś nie tak" nadal bywa z obroną. Pojedyncze zagrania- jak najbardziej w porządku. Jako kolektyw... Powiedzmy, że widać tu miesiące zaniedbań. Zwykle jest tak, że Demichelis naprawia błędy Lucio i Oddo, zaś Lucio naprawia błędy Demichelisa. Bywa też niestety tak, że czasem błędy nie zostają naprawione. Wspaniałą wiadomością by było, gdyby one się w ogóle nie przydarzały, ale jak mają się nie przytrafiać, skoro każdy z obrońców gra na własną rękę, nie korzystając ze wsparcia partnerów. Tu trzeba wielu godzin pracy nad tym, aby czwórka obrońców stanowiła jedność. Nadal nie ma wspólnego przesuwania się za akcją, nawet jeśli któryś z obrońców prawidłowo odczyta zamiary rywala, szanse na to, że jego pomysł na przerwanie akcji podchwycą partnerzy jest nieznaczna.
I tak to się będzie kręcić jeszcze przez trzy kolejki. Bayern nie ma innego wyjścia jak wygrywać wszystko do końca sezonu. Mimo wszystko jednak, patrząc na postawę Bayernu i jego terminarz, nie jest to wcale pewne. Wilkom raczej powinie się gdzieś noga. Bayernowi wydaje się, że też. Hertha ma najłatwiejszy terminarz, bo gra z ekipami, które już o nic nie będą walczyć. Ale berlińczycy nie takie sytuacje "potrafili" obrócić na swoją niekorzyść. Równie zaś dobrze o mistrzostwie mogą zadecydować bramki, lub mecz Bayern- Stuttgart. Będzie ciekawie...
Andrzej Gomołysek
www.tactics.pl
Źródło:
Komentarze