DieRoten.pl
REKLAMA

REKLAMA

Czas próby dla świata i sportowego społeczeństwa

fot.

Na całym świecie problemem numer jeden jest obecnie szalejąca pandemia koronawirusa, która w przyszłości może mieć ogromny wpływ na piłkarski świat...

OCZEKUJ NIEOCZEKIWANEGO.

REKLAMA

CZAS PRÓBY DLA ŚWIATA I SPORTOWEGO SPOŁECZEŃSTWA.

 Zabierając się pierwszy raz za pisanie tego felietonu w kalendarzu widniał luty 2018 roku. Za oknem panowała jeszcze, a jakże - sroga zima, jednak jedyne analogiczne wspomnienie jakie mi się nasuwa co do pory roku, to takie, że Bawarczycy również z bardzo zimną, ale w tym wypadku krwią usuwali kolejne przeszkody na swojej drodze po sięgnięcie upragnionych trzech koron. W tamtym okresie już mało który fan powstrzymywał swoje pozytywne emocje i przeczucia widząc z jaką lekkością Bayern wygrywa kolejne mecze w stylu słynnego bawarskiego walca Heynckesa. Sytuacja w klubie była już bardzo ustabilizowana po początkowych, gwałtownych turbulencjach, z których wyszliśmy szybko i gładko dzięki ściągniętemu awaryjnie z zasłużonej emerytury kapitanowi Juppowi. Znając nasz bawarski krążownik jak żaden inny fachowiec na świecie, słynny „Don Jupp” ponownie wyprowadził nasz klub na szerokie futbolowe akweny gasząc wszelkie zaognione konflikty oraz doprowadzając drużynę do sprawnego funkcjonowania zarówno na boisku jak i poza nim...

Tak wtedy zabierałem się po raz drugi za napisanie planowanego od dawna felietonu. Czemu go nie dokończyłem? To może zostawimy sobie na inny, spokojniejszy czas, który miejmy nadzieję niebawem nadejdzie. W każdym razie od tamtej pory strzeliliśmy multum bramek, świętowaliśmy mnóstwo zwycięstw, przeżywaliśmy też kilka bolesnych porażek, a nasza drużyna przeżywała mniejsze lub większe perturbacje, modyfikacje i przemiany.

Tak, od tego czasu zmieniło się bardzo wiele...

REKLAMA

Zima już nie przypomina zimy, a jedynie coś na kształt miksu jesieni z wczesną wiosną. Za zimno na chodzenie w samej bluzie, za ciepło na nazbyt grube kurtki i kożuchy. Ostatnio głównym wyznacznikiem meteorologicznym tej pory roku jest częsty, zimny i bardzo silny wiatr. A śnieg? Jeśli chodzi o jakiś z dłuższo falową perspektywą utrzymania się to tylko na sztucznie naśnieżnych stokach lub naturalnie w wyższych partiach gór. Dla domatorów pozostaje ewentualnie ten nienamacalny - polecam obejrzeć pierwszą lub drugą część "Kevina" ;) A tak poza tym? Wiosna też zaczęła się bardzo niepokojąco i nieprzyjemnie, a lato zapowiada się jeszcze bardziej paskudnie, obco, pesymistycznie i beznadziejnie. Niby rok parzysty więc każdy fan sportu powinien niecierpliwie odliczać czas do inauguracji dwóch wielkich imprez sportowych - wyczekiwanych przez Europejczyków Mistrzostw Europy w piłce nożnej, które po raz pierwszy miały odbyć się w iście pro integracyjnej idei, a mianowicie w różnych zakątkach Europy. Co więcej miesiąc później mieliśmy przeżywać drugą w historii olimpiadę letnią (pierwsza miała miejsce w 1964 roku, dwie olimpiady przed tragiczną olimpiadą monachijską z 1972) w jednym z największych i najbardziej kosmopolitycznych miast świata, stolicy kraju kwitnącej wiśni - Tokio.

I co? I nic. Dosłownie.

Świat się nagle zatrzymał. Przestał żyć swoim tokiem. Gatunek ludzki został storpedowany przez nieznany wcześniej szczep wirusa z rodziny koronawirusów: SARS-CoV-2, którego następstwem jest wywołanie choroby COVID-19, która zbiera swoje mroczne żniwo. Bez zagłębiania się w szczegółowe statystyki wiadomo, że chorobę przebyło lub nadal przebywa łącznie już ponad 600 tys. osób z całego świata. Na obecną chwilą umarło z tego powodu przeszło 30 tys. chorych. Niestety mimo pozytywnych przesłanek z Chin, z których to wirus rozprzestrzenił się na inne kontynenty, iż z dnia na dzień nie odnotowuje się kolejnych zachorowań (a nawet jeśli to w ilościach już stosunkowo znikomych), tak w Europie i USA wydaje się, że to tsunami dopiero wdziera się w głąb lądu i końca tego kataklizmu nie widać. Jeszcze w okolicach świąt Bożego Narodzenia i Sylwestra, media przesyłały pierwsze dość niemrawe doniesienia z Wuhan odnośnie groźnego wirusa atakującego ludzi i replikującego się z szybkością biegnącego Arjena Robbena na prawej flance. Nie oszukujmy się - nikt nie brał tego na poważnie, nikt. Gdzie ten wirus miałby się tu znaleźć? Każdy myślał, że to przecież Chiny, a to od nas bardzo, bardzo daleko. A poza tym, ile to już groźnych wirusów i bakterii wywołujących następujące choroby miało być nieszczęściem i śmiertelnym zagrożeniem dla ludzkości? Niech tylko przypomnę wąglika, ptasią grypę, MERS, żółtą febrę, SARS, świńską grypę i na pewno jeszcze coś pominąłem. Oczywiście były i nadal istnieją choroby, które zabierają życie tysiącom, setkom tysięcy a nawet milionom, takie jak: HIV, Ebola, Denga, Wirus Zachodniego Nilu, gorączka krwotoczna krymsko-kongijska, Wirus Marburg czy znana wszędzie malaria. To wszystko choć pozbawiło lub nadal pozbawia życia milionów, było dla nas znane głównie tylko z mediów. Mogę nawet dość odważnie założyć (z całym szacunkiem!), że prawdopodobnie takie nieszczęście nie dotknęła bezpośrednio większości z nas lub naszych bliskich. Tak i tym razem to była dla nas ciekawostka, news z egzotycznej części świata, abstrakcja. Do czasu.

REKLAMA

Nagle? Szok! Niedowierzanie!

Z dnia na dzień sytuacja stawała się coraz bardziej dramatyczna jednak nie wszyscy przyjmowali to do wiadomości. Największy do tej pory błąd popełnili Włosi, którzy w dużej większości (szczególnie młode pokolenie) kompletnie zignorowali poważne ostrzeżenia. Ba, mało tego! Podczas gdy wirus już na dobre się rozkręcał, piłkarze zdążyli rozegrać jeszcze mecz we Włoszech. Na domiar złego bezpośrednio w epicentrum tego rozpoczętego horroru i już wtedy mocno alarmującym okresie. I nie byłoby to może jeszcze tak katastrofalne w skutkach gdyby ten mecz odbył się przy pustych trybunach, tak jak rewanż, ale bynajmniej wtedy nikt nie brał takiego obrotu spraw pod uwagę, a potem... potem było już za późno. Niestety doszło wówczas do cichej tragedii, albowiem wirus w „białych rękawiczkach” wzorowo przenosił się w stadionowym skupisku poprzez wszelkie kichnięcia, kaszle, krząknięcia, okrzyki, dotyki na większość kibiców. Kibiców, którzy już przebywali w europejskim ognisku zachorowań na COVID-19 zostawiając wielu do tej pory zdrowych kolegów i fanów przeciwnej drużyny z „niespodzianką”, którą ci zaczęli nieświadomie przekazywać dalej. Między innymi tym oto sposobem Włosi już przegonili Chińczyków w łącznej ilości przypadków zakażeń, a Hiszpania plasuje się od niedawna na czwartym miejscu, a wcześniej trzecim tuż za Włochami, ale ostatnio Stany Zjednoczone w tempie ekspresowym nadgoniły niechlubną czołówkę i wyprzedziły wszystkich, wskakując na pierwsze miejsce tego druzgocącego i krytycznego rankingu. Z resztą członek Rady Wykonawczej Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) i doradca włoskiego ministra zdrowia profesor Walter Ricciardi wyraził konkretną opinię na ten temat:

- Myślę, że ten mecz odegrał ważną rolę. Jedna trzecia mieszkańców Bergamo skupiła się na stadionie (przyp. że piłkarze Atalanty rozgrywali ten mecz w Mediolanie) i tam się bawiła. To nie przypadek, że Bergamo jest najbardziej dotkniętym epidemią miastem i to nie przypadek, że osoby z Walencji przeniosły potem wirus do Hiszpanii - powiedział Ricciardi w programie Rai.

Jednak nie nam osądzać kto, gdzie, kiedy i jak zawinił. Możemy tylko gdybać, mieć własne opinie, wierzyć mediom lub innym niezależnym źródłom. Faktem jest jednak to, że niespodziewanie przyszło się nam zmierzyć z czymś na co nikt nie był gotowy i aktualnie spełniające się na naszych oczach scenariusze mogliśmy do tej pory oglądać jedynie na ekranach kin i telewizorów. Chcąc czy nie chcąc znaleźliśmy się w sytuacji krytycznej. Wiele osób nadal nie zdaje sobie sprawy z tego co się dzieje bo zostaliśmy sparaliżowani a przyjęty schemat i ogólny porządek świata został nie tyle zachwiany co kompletnie zdestabilizowany i po prostu przewrócony tak nagle, z zaskoczenia. Podobnie jak 14 lat temu Materazzi przez Zidane'a...

No dobrze, skoro fakty już znamy, pozostaje skupić się na tym co w sferze sportowej (i pewnie nie tylko) naszemu sercu najbliższe - piłce nożnej i Bayernie Monachium. Zacznijmy jednak może od miejsca bez którego FC Bayern tak samo jak i inne niemieckie kluby futbolowe straciłyby swoją rację bytu czyli niemieckiej ligi piłkarskiej.

REKLAMA

Jak zapewne wszyscy wiemy Bundesliga została już dwukrotnie zawieszona. Pierwszy przyjęty termin wznowienia rozgrywek spalił na panewce już w chwili gdy go ogłoszono bo pewnym było, że taki stan rzeczy nie zmieni się od tak w przeciągu zaledwie dwóch tygodni. Kolejną przyjętą na ten moment datą zakończenia aktualnej przymusowej przerwy i ponownym startem rozgrywek jest koniec kwietnia. Według terminarza miałby wtedy odbyć się Der Klassiker jednak póki co nadal pozostają do rozegrania również dwa zaległe mecze z Unionem Berlin i Eintrachtem Frankfurt. Na dniach ma się odbyć konferencja przedstawicieli klubów z pierwszej i drugiej Bundesligi by ustalić czy i na jakich zasadach rozgrywki mają zostać dokończone. Największym problemem na ten moment oprócz samego wirusa jest fakt, że ciężko jest cokolwiek przewidywać. Nie wiadomo co się będzie działo za tydzień, dwa tygodnie, miesiąc. Można tylko przypuszczać, ale takie przypuszczenia już dały srogą nauczkę wcześniej bo w tym momencie to nic więcej jak wróżenie z fusów i czyste szarlataństwo mające w efekcie końcowym pomieszać ludziom w głowach co do ich planów i oczekiwań, niż podać konkretne fakty i daty. Tak czy inaczej raczej pewnym jest, że jeśli mecze te odbędą się to bez udziału publiczności. W Niemczech łączna liczba przypadków jest jedną z największych na świecie, z aktualną liczbą przypadków ponad 50 tysięcy. Mimo stosunkowo niskiej śmiertelności (między innymi przez bardzo wysoki poziom służby zdrowia) zakażonych pacjentów przybywa dziennie tysiące i trend ten nie ulega jakimkolwiek pozytywnym zmianom. Niemniej jednak z oficjalnych doniesień wynika, że wszystkim klubom zależy na możliwe jak najszybszym wznowieniu sezonu i przede wszystkim dokończeniu go. Głównym czynnikiem przemawiającym za taką a nie inną postawą jest oczywiście aspekt materialny. Bardzo wiele pomniejszych klubów z niewielkim budżetem lub takich z już istniejącymi problemami finansowymi w przypadku niedokończenia sezonu po prostu przestanie egzystować. Piłkarze, sztab i zwykli pracownicy klubowi nie otrzymają swoich wypłat, rachunki i kredyty nie będą mogły być opłacane na czas o ile w ogóle, i tak stworzy to ostatecznie spiralę, ogromny lej budżetowy z którego wiele klubów już nie będzie w stanie się podnieść i po prostu podupadną. Nie będę już zagłębiał się o jakie konkretnie zespoły chodzi, ale podejrzewam, że większość kibiców orientujących się dość dobrze w realiach niemieckiej piłki będzie podejrzewać, które marki piłkarskie będą musiały a być może nawet już mierzą się z tym problemem. Poza tym nie ma się co oszukiwać, że Bundesliga choć wspaniała, tradycyjna i z największą frekwencją na stadionach pośród innych lig, to jednak na pewno nie jest najbogatszą ligą świata. Bardzo duży wpływ ma na to piękna lecz konserwatywna i wręcz wyśmiewana coraz bardziej w światku futbolowym znana reguła: 50+1, która nie pozwala zewnętrznym inwestorom na przejęcie więcej niż połowy akcji klubu, tak by ten nie posiadał pakietu większościowego i mógł samodzielnie decydować o losach zakupionego stowarzyszenia.
Te wyjątkowe okoliczności nie są w smak również tym największym instytucjom jak choćby Borussii Dortmund. Dyrektor sportowy westfalskiego klubu Michael Zorc poinformował w rozmowie z Kickerem, że ze względu na pandemię koronawirusa czeka ich powściągliwość w zbliżającym się okienku transferowym:

W tym roku nie będzie trzech transferów (nawiązując do zeszłego roku), a tegoroczne lato nie będzie przyjemne. We wszystkich klubach panuje duża niepewność. Najpierw trzeba poradzić sobie z sytuacją kryzysową. W końcu nie wiemy, kiedy będzie można grać ponownie.

Trzeba jednak zaznaczyć, że zarówno BVB, RB Lipsk, Bayer Leverkusen i oczywiście Bayern Monachium zdecydowały się pomóc uboższym ekipom z 1. i 2. Bundesligi rezygnując z należnej im części wpływów z tytułu praw telewizyjnych w wysokości 12,5 mln euro. Jakby tego było mało, ta czwórka postanowiła także dorzuć dodatkowe 7,5 mln z własnych funduszy. Cała pula wyniesie 20 mln euro, a o tym który klub i w jakiej wysokości otrzyma zapomogę zadecydują wspólnie władze Deutsche Fussball Liga oraz Deutsche Fussball Bund. Tak czy inaczej prawdopodobnie wyjście jest tylko jedno - dograć sezon do końca, co pozwoli na utrzymanie jako takiej płynności finansowej poprzez otrzymywanie wpływów z dni meczowych, kontraktów sponsorskich, umów telewizyjnych i tym podobnych. Ot zwykły łańcuch finansowy, który jest jednak niezbędny by przepływ pieniądza był systematyczny, niezakłócony i trzymał stabilnie każde poszczególne ogniwo tych zależnych od siebie jednostek, struktur tworzących razem cały ten sportowo-ekonomiczny mechanizm.

Tymczasem w Bayernie trwa okres sporego napięcia, ale z drugiej strony również swoistego klimatu solidarnościowego. Nie od dziś wiadomo, że Gwiazda Południa to jedna wielka rodzina, czego dowody mogliśmy ujrzeć nieraz. Bayern zawsze pomagał osobom związanym z klubem w ciężkich chwilach i życiowych zakrętach. Wyciągał także rękę do innych klubów gdy te znajdowały się na skraju bankructwa. Także tym razem Duma Bawarii podjęła kroki by ci uboższi lub bardziej pokrzywdzeni nie odczuli tak dogłębnie skutków położenia w jakim się obecnie wszyscy znajdują. Jak już wspomniałem, Nasz Klub zrzekł się swojej części wpływów z praw telewizyjnych a do tego też dorzucił dodatkową kwotę od siebie. Oprócz tego sami piłkarze za pośrednictwem rady drużyny ogłosili chęć rezygnacji z 20% swojego wynagrodzenia na czas trwania tego impasu. Tak samo postąpiły również władze klubu. Zarząd i wszystkie osoby mające bezpośrednio wpływ na kształtowanie Bayernu zredukowali swoje apanaże by jak najbardziej zminimalizować i ograniczyć straty spowodowane kryzysem. To jednak nie wszystko. Nasi piłkarze wspierają gestami charytatywnymi podmioty, które w tym momencie potrzebują tej pomocy najbardziej.
Leon Goretzka oraz Joshua Kimmich założyli fundację o wdzięcznej nazwie #WeKickCorona na poczet której wpłacili po 500 tys. euro. Wypływając z taką inicjatywą zaangażowali sporo innych kolegów po fachu. Do akcji przyłączyli się już między innymi: Sven Ulreich, Leroy Sane, Mats Hummels, Benedikt Hoewedes, Julian Draxler, Sebastian Rode, Mitchell Weiser, Nils Petersen, Julian Brandt, Lars Stindl, Julian Weigl, bracia Sven i Lars Bender, bracia Johannes i Maximilian Eggestein, Benjamin Henrichs, Klaas-Jan Huntelaar a także poprzedni trener Bayernu Niko Kovac oraz wielu innych byłych lub aktualnych piłkarzy związanych z Bundesligą. Na obecną chwilę fundacja zebrała już 3,3 mln euro. Wszystkie zebrane środki zostaną przekazane instytucjom medycznym, społecznym i charytatywnym.
Również Robert Lewandowski nie pozostał obojętny wobec aktualnych uwarunkowań i wraz ze swoją żoną postanowili przekazać kwotę 1 mln euro na walkę z koronawirusem w Polsce. Równowartość 4 mln złotych zostanie przeznaczona na wsparcie jednoimiennych szpitali zakaźnych w całym kraju czyli placówek specjalnie przystosowanych i zajmujących się wyłącznie zwalczaniem epidemii. Pozostałe środki również będą wykorzystane do walki z epidemią. Mimo ogromnej ilości pozytywnych odzewów i pochlebnych komentarzy znalazły się również osoby, którym ten gest lub jego kwota niekoniecznie przypadły do gustu, a nawet upatrują się w nim zagrania czysto marketingowego, wykonanego pod publiczkę. Jest to bardzo przykre, szczególnie w obecnej sytuacji gdyż obojętnie coby człowiek nie uczynił i tak znajdą się osoby, które znajdą w tym drugie dno lub jakiś niepasujący im element. Na szczęście takie indywidua stanowią ledwie ułamek procenta całej reszty przychylnych i życzliwych osób potrafiących godnie docenić tak wielkoduszny i prawy akt. Można śmiało założyć, że większość kolegów z drużyny również zdobyła lub niedługo zdobędzie się na podobny ruch. Trzeba jednak mieć świadomość, że niekoniecznie wszyscy muszą chcieć rozgłosu z tego tytułu by uniknąć właśnie niepotrzebnych w tym momencie debat i porównań kto, gdzie i ile ofiarował.

Na razie aspekt sportowy pozostaje na drugim planie. Choć póki co drużyna nadal nie wróciła do wspólnych zajęć w ośrodku przy Saebener Str. to mimo to piłkarze odbywają codziennie „cybertreningi” poprzez internet gdzie dostają polecenia i wskazówki treningowe oraz szereg ćwiczeń do wykonania od Hansiego Flicka. Oprócz tego wszyscy jako szanujący się profesjonalni sportowcy w dzisiejszych czasach zawodnicy trenują również indywidualnie pod okiem swoich trenerów personalnych czy na podstawie własnego doświadczenia i wiedzy by dbać podczas tego zastoju o swoją kondycję. To wszystko po to by w obliczu powrotu do treningów i tak wyczekiwanych przez kibiców meczy być w optymalnej formie i dyspozycji do pracy na najwyższych obrotach bez żadnych zaległości.

Kolejnym przyprawiającym wielu kibiców o nerwy i ból głowy ważnym zagadnieniem jest kwestia transferów, która od kilku sezonów pozostaje bardzo gorącym tematem pośród bawarskiego środowiska. Faktem powszechnym jest, że Bayern stara się konsekwentnie jednak bez zbędnego pośpiechu odmładzać kadrę. Zarówno jak na innych polach tak i na tym Gwiazda Południa wyróżnia się oryginalnym podejściem. Zarząd przyjął strategię wymieniania po kolei doświadczonych i zasłużonych ogniw bawarskiej drużyny aniżeli przeobrażania jej w całkiem nowy twór na przestrzeni jednego lub dwóch okienek transferowych co mogłoby spowodować chaos i ogólny brak chemii w drużynie, która w FCB była często domeną w szatni. Nie jest też powiedziane, że zrobione na raz zakupy przekładałyby się jakościowo na postawę zawodników co mogłoby prowadzić do słabej gry i braku wyników. Oczywiście drugim bardzo ważnym czynnikiem takiego podejścia w tej materii jest aspekt finansowy. Jak wszyscy wiemy odkąd Bayernem zaczął zarządzać legendarny Uli Hoeness, klub zmienił całkiem swoją strategię zarządzania budżetem, która od tego czasu opiera się na równoważeniu wydatków do przychodów, tak by niepotrzebnie nie zadłużać klubu. Efektem tego jest bardzo ustabilizowana i silna kadra, która została zbudowana jak na dzisiejsze warunki za rozsądne pieniądze. W porównaniu do innych elit piłkarskich Bayern jest jedną z niewielu drużyn, które nie wydały na jednego zawodnika więcej niż 80 mln euro, co i tak miało miejsce dopiero w ostatnim letnim okienku transferowym. Jednak mimo to czasy się zmieniają, i to co kiedyś było nie do pomyślenia dziś jest już rzeczywistością. Kluby piłkarskie, a szczególnie te z prywatnymi, bardzo bogatymi właścicielami i inwestorami popsuły rynek płacąc niebotyczne pieniądze za graczy co napompowało sektor transferowy i podbiło stawki jakie trzeba płacić za piłkarzy do bardzo nierozsądnych i nieprzyzwoitych kwot.

Wszystkim znana jest już przewrotna saga związana z potencjalnym przejściem Leroya Sané z Manchesteru City do FC Bayernu. Ostatecznie z powodu bardzo niefortunnej i poważnej kontuzji do przenosin reprezentanta Niemiec nie doszło. Teraz gdy koniec sezonu jest mimo wszystko bliżej niż dalej, a sam piłkarz wrócił do pełnych treningów cała historia znowu zaczyna nabierać tempa. Nie ma wątpliwości, że Sané jest graczem z nieprzęcietnymi umiejętnościami, który zdołał już udowodnić swoją wartość na boiskach bardzo wyrównanej i przez wielu uważanej za najcięższą, ale i najlepszą angielskiej Premier League. Do tego Leroy jest jeszcze młodym zawodnikiem, który ma szansę na dalszy rozwój i postęp co również podwyższa jego rynkową cenę. Znany z dokładnego oglądania pieniądza przed inwestycją Bayern zdaje sobie sprawę, że najprawdopodobniej będzie musiał wyciągnąć odpowiednio dużą ilość pieniędzy z klubowej kasy jeśli będzie chciał ostatecznie pozyskać tego zawodnika. Jednak Bayern jak to Bayern ma zawsze jakieś karty negocjacyjne w rękawie. W tym przypadku jest to oczywiście ciężka do weryfikacji dyspozycja i wrażliwość zawodnika po tak ciężkiej kontuzji. Aktualnie przegląd postępu jego powrotu do formy został jeszcze bardziej utrudniony ponieważ żadne ligi nie rozrywają spotkań. Natomiast kolejnym atutem, który stawia FCB w jeszcze lepszej pozycji negocjacyjnej jest długość kontraktu Sané, który obowiązuje tylko do przyszłego roku. W świecie piłkarskim rok ważnego kontraktu to niewiele i zawodnicy z takim statusem kosztują mniej niż ci z dłuższymi umowami. Dla wielu fanów Bawarczyków (również i dla mnie) jest to na ten moment zakup wymarzony i wręcz priorytetowy, również ze względu na dość wąską i delikatną obsadę zespołu z Bawarii na pozycji skrzydłowego. Dla Hasana Salihamidzica sprowadzenie tego piłkarza stanowi również najważniejszy cel, ale także i punkt honoru, gdyż jak sądzi bardzo wielu fanów Bayernu (w tym również ja), to właśnie obecny dyrektor sportowy jest odpowiedzialny za przeciąganie zeszłorocznych negocjacji, a przez tak wielką opieszałość doprowadzenie do dłuższego pobytu Leroya w Anglii, co jak dobrze wiemy miało w ostatecznym rozrachunku fatalne konsekwencje. Z drugiej jednak strony ponoć trener Flick na temat zakupu młodego Niemca ma odmienne zdanie i dla niego największym życzeniem i głównym celem pozostaje gracz RB Lipsk Timo Werner, który w tym sezonie osiąga nieprawdopodobne statystyki i stara się dotrzymywać kroku Robertowi Lewandowskiemu w wyścigu o tytuł króla strzelców Bundesligi.

Timo Werner to kolejny zawodnik, który znajduje się w orbicie poważnych zainteresowań Deutsche Rekordmeistera. Według mediów klub ze stolicy Bawarii odbył już nie jedną rozmowę z Wernerem i jego agentem. Jakiś czas temu Timo miał zostać zapewniony przez działaczy Bayernu, że klub będzie chciał go pozyskać w najbliższej przyszłości i prosi tylko o cierpliwość na co zawodnik miał przystać ponieważ i jemu zależało na dołączeniu do zespołu z Monachium. Niemniej jednak aktualnie sytuacja ta już nie przedstawia się tak pozytywnie i przyjemnie jak to jeszcze do niedawna miało miejsce. Zawodnik ponoć poczuł się urażony, że Monachijczycy zdecydowanie bardziej wykazują chęć i potrzebę pozyskania Sané aniżeli jego osoby. Dodatkowo oliwy do ognia dolał i tak mający już za uszami popularny Brazzo, który niedawno wyjaśnił, że Bawarczycy nie potrzebują aktualnie zawodnika o profilu gracza Lipska ze względu na odmienny styl gry jaki preferuje Bayern a w jakim odnajduje się piłkarz w obecnym zespole. Poza tym dyrektor sportowy podkreślił funkcje i rolę jaką odgrywa Robert Lewandowski w zespole, a w takiej Werner ponoć miałby w Monachium problem ze swoimi umiejętnościami. Według medialnych doniesień zawodnikiem coraz bardziej zainteresowany jest Liverpool a i sam gracz nie ukrywa, że traci już nadzieję i ochotę na grę w barwach rekordowego Mistrza Niemiec. I choć trener Flick ponoć zabiega o ten transfer to jednak perspektywa pracy z obecnym szkoleniowcem mistrza Anglii Juergenem Kloppem bardzo pasuje graczowi RB Lipsk.

Mimo szczerych chęci i wielkich oczekiwań fanów bardzo wątpliwym wydaje się by obaj ci ofensywnie usposobieni gracze mieli zostać sprowadzeni do Monachium. Myślę, że tym bardziej nie jest to możliwe do zrealizowania podczas jednego okienka transferowego ze względu na potrzebę zakupu kolejnych piłkarzy, których wartość rynkowa jest bardzo duża.                

Takim piłkarzem jest młody zawodnik Bayeru Leverkusen Kai Havertz, który jest obecnie uważany za jeden z największych jak nie największy talent niemieckiej piłki. Zaledwie dwudziestoletni zawodnik rozegrał jak na swój bardzo młody wiek ponad sto spotkań na najwyższym szczeblu rozgrywek piłkarskich w Niemczech, a do tego może pochwalić się fenomenalnymi statystykami. Za swoją fantastyczną postawę Havertz został nagrodzony w plebiscycie Golden Boy 2019 trzecim miejscem na świecie. Nic więc dziwnego, że cena wywoławcza jaką Aptekarze będą oczekiwać za tego gracza będzie ogromna. Mówi się o co najmniej 100 mln euro. Kai Havertz jest niewątpliwie zawodnikiem jakiego Bayern nie chciałby przepuścić. Uważam, że do dzisiaj wiele osób w zarządzie czuje się skonfundowanym przypominając sobie o zaprzepaszczonej szansie pozyskania Kevina de Bruyne z VfL Wolfsburg. Tym razem działacze powinni wyciągnąć wnioski jeśli nie chcą za jakiś czas ponownie pluć sobie w brodę. Wyciąganie tych wniosków będzie jednak sporo kosztować.

Coraz więcej kibiców kieruje swą uwagę również na kończące się w 2021 r. kontrakty tak ważnym zawodnikom jak Thomas Müller, Manuel Neuer, David Alaba, Thiago, Javi Martinez, Jerome Boateng oraz Sven Ulreich. Każdy z nich jak wiadomo to bardzo ważna i zasłużona postać monachijskiej drużyny.

Na ten moment klub przede wszystkim najpierw pragnie przedłużyć umowę z najlepszym golkiperem ostatniej dekady Neuerem, i choć media podają różne informacje to jednak wydaje się, że zawodnikowi również zależy na pozostaniu w obecnym miejscu. Kwestią różnicy zdań pozostaje ponoć długość kontraktu, ale myślę, że każdy fan powinien pozostać w sprawie naszego kapitana spokojny.

Thomas Mueller to ulubieniec kibiców bawarskiego zespołu. Szczególnie tych związanych regionalnie z klubem albowiem Thomas to w tym momencie jedyny Bawarczyk z krwi i kości będący w zespole. Specyficzny zawodnik miewał lepsze i gorsze momenty w Monachium jednak ostatni czas, odkąd zespół przejął Flick wydaje się jednym z najlepszych w karierze Muellera. Choć wychowanek Bayernu miał już raz fantastyczną ofertę do opuszczenia Bayernu Monachium na rzecz Manchesteru United nie zdecydował się na taki krok i wydaje się, że i tym razem zarówno klub jak i Thomas dojdą do porozumienia w kwestii przedłużenia kontraktu.

Hiszpan Thiago mimo swojego zaawansowania technicznego i dużego potencjału często zawodził drużynę w najważniejszych momentach. Tym sezonem miał pokazać czy nadaje się na dalszą grę w Monachium i czy mu na tym zależy. Można krótko stwierdzić, że piłkarz z numerem 6' zamknął tym sezonem usta wszelkim krytykom i osobom wątpiącym w jego dalszą przydatność klubowi. Jego statystyki, dojrzałość i wpływ na grę zespołu są nie do przecenienia. Bardzo ciężko jest mi wyobrazić sobie brak nowej umowy dla byłego piłkarza FC Barcelony.

Trochę inaczej sytuacja ma się z innym Hiszpanem, Javi Martínezem. Zawodnik sprowadzony tuż przed przyjściem Pepa Guardioli mimo swojej ciągłej przydatności nie odgrywa w drużynie już tak znaczącej roli jak dawniej. Obszary na których Hiszpan potrafi grać są mocno obsadzone i od dłuższego czasu Hiszpan nie jest pierwszym wyborem przy ustalaniu składu. Ponadto Javi często łapie pomniejsze kontuzje, które przeszkadzają mu w dojściu do stabilnej dyspozycji. Podejrzewam, że Hiszpan chętnie zostałby w Monachium na dłużej, ale tego czy zarząd zaproponuje mu przedłużenie umowy nie byłbym już taki pewien.

Jak podają media bardzo niepewna przyszłość jawi się przed kolejnym ulubieńcem kibiców Davidem Alabą. Wydaje się, że nie bez przyczyny Austriak zmienił ostatnio swojego byłego już agenta na słynnego Piniego Zahaviego. Tego samego specjalistę od negocjacji zatrudnił Robert Lewandowski przygotowując się wcześniej na twarde negocjacje z Bayernem w sprawie nowej umowy. Spekuluje się, że Alaba czuje się mocno zawiedziony faktem, że pomimo obietnic ze strony bossów Bayernu przy okazji podpisywania poprzedniego kontraktu co do otrzymania szansy gry w środku pola (tak jak ma to miejsce w reprezentacji narodowej), David do tej pory nie został tam nawet przetestowany. Jeszcze większe rozgoryczenie u zawodnika powoduje ponoć fakt, że Joshua Kimmich, który jest obecny w Monachium zdecydowanie krócej niż Alaba, stał się podstawowym zawodnikiem na tej pozycji, mimo że jak twierdzi wielu fanów, a także ekspertów Kimmich był zdecydowanie bardziej efektywniejszy grając na prawej obronie za czym na pewno przemawiają statystyki. W obecnym sezonie z powodu przewlekłych kontuzji zawodników ze środka defensywy David jest wystawiany właśnie na pozycji centralnego obrońcy co z resztą wychodzi mu perfekcyjnie i każdy jest pod wrażeniem postawy sympatycznego Austriaka. Jednak czy będzie to miało znaczenie przy ostatecznych negocjacjach z Bayernem? Na ten moment ciężko cokolwiek wyrokować. Podejrzewam, że Alaba bardzo chętnie zostałby w Monachium, ale tym razem na konkretnych, ustalonych pod siebie warunkach zarówno tych kadrowych jak i finansowych. W przeciwnym razie nie będzie się krępował by opuścić stolicę Bawarii w tym okienku lub w następnym za darmo, a i chętnych na usługi Austriaka na pewno nie zabraknie.

Jerome Boateng od dłuższego czasu wygląda na gracza nie do końca skupionego na grze w tym klubie i ogólnie na futbolu. Za czasów Pepa Guardioli, był określany przez wielu jako najlepszy obrońca na świecie. Obecna dyspozycja środkowego obrońcy nie ma za wiele wspólnego z tym co reprezentował jeszcze cztery, pięć lat temu. Choć trzeba przyznać, że przy aktualnym deficycie na tej pozycji zawodnik stara się o wiele bardziej niż na początku sezonu to jednak trzeba śmiało powiedzieć, że w momencie powrotu do kadry Lucasa Hernandeza oraz Niklasa Süle, były reprezentant Niemiec straci z miejsca pozycję w podstawowej jedenastce. Jerome od dłuższego czasu swoim aroganckim, pretensjonalnym i lekceważącym zachowaniem dawał znać, że nie zależy mu dłużej na godnym reprezentowaniu Dumy Bawarii w dalszej perspektywie. I chociaż już jedne przenosiny do stolicy Paryża ostatecznie nie doszły do skutku to jestem zdania, że to pierwszy zawodnik, który powinien opuścić Bayern, a obie strony na tym na pewno skorzystają.

Idealny rezerwowy Sven Ulreich, który pod nieobecność Neuera w sezonie 17/18 z jednej strony uratował krajowy sezon Bayernu a z drugiej nie stanął na wysokości zadania w kulminacyjnym punkcie Ligi Mistrzów prawdopodobnie czeka na rozwój sytuacji w związku z Manuelem Neuerem. Niewykluczone, że będzie to miało znaczenie przy zapowiedzianym przyjściu utalentowanego Alexandra Nuebela z FC Schalke 04, który pozostanie w klubie by grać lub zostanie od razu wypożyczony w zależności od perspektyw jakie zostaną mu przedstawione. Można rzecz, że los obu bramkarzy jest uzależniony od decyzji w sprawie Manuela Neuera, jednak coby się nie działo Sven mógłby zostać w Monachium na jeszcze jakiś okres ponieważ zna swoją rolę w klubie, nie jest przy tym kapryśny czy niezadowolony a w obliczu wystawienia go w składzie można być pewnym dość wysokiej klasy fachowości i stabilności w bramce.

Obecny trend na pewno nie wpasowuje się w idee jakimi kieruje się Bayern. Jednak chcąc utrzymać się w czołówce najlepszych ekip świata zarządzający klubem będą musieli w końcu sięgnąć bardzo głęboko do kieszeni. Już poprzednie okienko transferowe, które było zapowiadane jako najbardziej spektakularne w historii zakończyło się mocno mieszanymi odczuciami fanów. Kupiony już wcześniej za rekordową jak na Bayern i Bundesligę sumę Lucas Hernandez póki co nie pokazał pełni swoich umiejętności. Głównie z powodu ledwo przebytej poważnej kontuzji i po niedługim czasie złapania kolejnej. Z obiecywanych wielkich transferów nie udało się pozyskać nikogo, a by zachować twarz i mieć w miarę kompletną kadrę zarząd ratował się na szybko wypożyczeniem Philippe Coutinho, którego dyspozycja w Barcelonie nie miała za dużo wspólnego z grą w Liverpoolu oraz Ivana Perisica, którego opis i samą ideę wypożyczenia po prostu przemilczę. Nie wspominając już o krążących od niedawna informacjach na temat pomysłu wykupienia tego zawodnika...

Im bliżej będzie do momentu otwarcia okna transferowego tym więcej pojawiać się będzie plotek, kaczek dziennikarskich i domysłów na temat potencjalnych graczy, sum odstępnego i warunków negocjacji czy kontraktów. Jak to wszystko się zakończy ciężko w tym momencie wyrokować. Szczególnie teraz gdy obecna sytuacja zmieniła w tak krótkim czasie funkcjonowanie świata i postrzeganie priorytetów życiowych oraz finansowych. Uli Hoeness w niedawnej rozmowie z Kickerem przyznał, że w najbliższej przyszłości nie wyobraża sobie w futbolu transferów za 100 mln euro tak jak to miało miejsce już od jakiegoś czasu. Przewiduje również, że taki trend utrzyma się co najmniej przez kolejne 2-3 lata. W tym co mówi legenda Bayernu nie sposób mu przyznać słuszności jednak jakie będzie to miało przełożenie na rzeczywistość też z trudem określić. Być może rynek zareaguje tak jak sądzi honorowy prezydent Bayernu, ale niewykluczone, że stanie się kompletnie na odwrót i ze względu na zastój i głód futbolu oraz emocji sportowych kwoty od razu wrócą do ostatnich wartości a nawet powiększą się o kolejny nieprzyzwoity poziom.

To co będzie działo się w najbliższych dniach, tygodniach i miesiącach zaważy na przyszłości globu na następne lata. Dotyczy to zarówno sportu jak i życia publicznego, gospodarki i Nas samych. Sytuacja jest niecodzienna i osobiście sam jestem skonsternowany tym, że jeszcze do niedawna bagatelizowałem tą sytuację. Na szczęście jednak szybko się zreflektowałem i pojąłem, że to nie sen, moja wyobraźnia ani film tylko realia z którymi trzeba się zmierzyć. Mimo wielu innych aktualnie ważniejszych spraw na głowie tęsknię za piłką niemiłosiernie. Powoli sezon wchodziłby w najważniejszą fazę a z nią związane są zawsze największe emocje. Niemniej jednak wierzę głęboko, że zdecydowanie prędzej niż później ten stan rzeczy ustabilizuje się i będziemy mogli powoli wracać do normalności.

Chciałbym życzyć Wam dużo zdrowia i pomyślności by przejść ten okres możliwie jak najbardziej bezboleśnie i bez komplikacji, a Nam jako kibicom Najwspanialszego Klubu Świata cierpliwości w oczekiwaniu na miejmy nadzieję pozytywne decyzje odnośnie reszty sezonu oraz jak zawsze wygrania wszystkich możliwych tytułów, ale przede wszystkim wygrania tego bardzo trudnego meczu z tym złowrogim, szkodliwym, brutalnym i nieludzkim przeciwnikiem.

P.S. Wybaczcie moją wylewność i rozpisanie w ledwo pierwszym artykule. Jeśli jest to dla Was zbyt długa lub lirycznie nieodpowiednia forma proszę dajcie znać bym następnym razem mógł bardziej trafić w Wasze gusta, tak by te felietony czytało się po prostu przyjemnie. Dzięki z góry za uzasadnioną krytykę :)

Alfik91 aka AllFick

Źródło: Własne
Alfik91

Komentarze

REKLAMA
Trwa wczytywanie komentarzy...