Tego momentu na Maracanie, w którym podniosłem w górę puchar świata nie zapomnę nigdy. Bardzo powoli uświadamiałem sobie, że naprawdę tego dokonaliśmy. Cały ten wysiłek, koncentracja i determinacja naprawdę się opłaciły. Cała presja nagle się ulotniła. Basti, Miro, Per, Thomas i Manuel podeszli do mnie i podziękowali – to było szczere i prosto serca, wiele to dla mnie znaczy. Nie jestem osobą, która podczas świętowania zapomina nagle o wszystkim w koło, ale zostać mistrzem świata to naprawdę coś niesamowitego.
Jednak nie mam zamiaru sobie nic zarzucać. Znam przecież tą drugą stronę, wielkie rozczarowanie, które się zakorzenia gdy w decydującym momencie się nie udało… Uczucie porażki uderza co najmniej tak samo mocno jak uczucie zwycięstwa. Potrafię tylko w całości poświęcać się danemu zadaniu, robić coś po części nie jest u mnie tematem. Wielu mówi, że to mój największy atut, a dla mnie to zupełnie coś normalnego. Jednak całkowite zaangażowanie może prowadzić również do wielkiego rozczarowania, gdy nie osiąganie się danego celu.
W piłce – moim zwodzie – zwycięstwo i porażka leżą strasznie blisko siebie. Kto wie jakby zakończył się finał gdyby Higuain w 22 minucie trafił do bramki? Gdyby została wykorzystana, któraś z innych okazji? Nie chcę nawet nad tym rozmyślać.
Górska kolejka uczuć wyzywa każdego piłkarza. Prawdopodobnie można dokonać jakiegoś aktu równowagi, gdy sportowiec na najwyższym poziomie będzie się mocno zapierał, ale to przecież też nie zawsze może pozytywnie skutkować.
Tak naprawdę uświadomiłem to sobie dwa lata temu. Wtedy to z FC Bayernem przegraliśmy w Monachium finał Ligi Mistrzów z Chelsea. To był o naprawdę dramatyczne spotkanie. Patrząc wstecz, było to jedno z tych spotkań, które pielęgnuje się w pamięci. Rozegrałem wtedy jedno ze swoich najlepszych spotkań – jednak i to nie wystarczyło. Na początku byłem tylko sfrustrowany. Później znowu i znowu myślałem o tym finale i uświadomiłem sobie, że w piłce nożnej jak zapewne w całym sporcie rozgrywanym na najwyższym poziomie są pewne drobne czynniki, które same za siebie decydują.
My sportowcy operujemy w rzeczywistości przypadków, rzeczy których nie jesteśmy w stanie kontrolować – czasem jest to tylko szczęście. Powoli zacząłem akceptować to, że porażki są tego częścią i nauczyłem się pokory przed tym co robię. Rok później zdobyliśmy Ligę Mistrzów. Oczywiście z zewnątrz można popatrzeć i powiedzieć zadośćuczynienie – że wszystkie negatywne odczucia zostały nagle wyparte przez te pozytywne. Jednak to nie jest takie proste. Już od dziesięciu lat gram na najwyższym poziomie, wszystkie doświadczenia spływają do jednego miejsca i tworzą pewne nieopisane uczucie – sztuką jest po prostu wyciągnąć w danym momencie odpowiednie wnioski.
Dla kapitana takie wydarzenia jak przegrany finał kosztują naprawdę sporo siły. Tutaj nie chodzi tylko o to, by skoncentrować się na własnej grze. Przejąłem odpowiedzialność, przyjąłem pewna postawę by móc wystąpić na przód. To piękne, ale też bolesne. Przez ekstremalne doświadczenia jakich nabyłem podczas jednego roku uświadomiłem sobie, że nie chce być porwany przez groźny nurt jakim jest profesjonalny sport. Moje życie należy do mnie. Jeśli chcę być szczęśliwy - również po zakończeniu kariery - to muszę sam decydować, czyli: podejmować decyzje zanim same mnie dogonią.
Dlatego też jesienią 2013 roku zdecydowałem, że moja przygoda z reprezentacją Niemiec zakończy się po mundialu w Brazylii i moja rola ograniczy się do bycia kapitanem FC Bayernu. Oczywiście to cudowne zrządzenie losu, że na zakończenie mojej karier zdobyłem puchar świata. Przecież mówi się, ze najlepiej kończyć będąc na szczycie. Jednak zrezygnowałbym również w momencie gdybyśmy nie wygrali mistrzostwa. Czasem wydaje się, że wszystko było zaplanowane w najmniejszym szczególe. Ale tak nie było, a ludzie być może widzą tylko to co chcą widzieć. Natomiast to co miałem od zawsze, to trochę realistycznej świadomości. To musiało się powoli we mnie kreować. Prawdopodobnie bez zdolności samooceny nie byłbym w stanie przebić się w piłce. Od początku kariery musiałem szukać swojej własnej roli. Nie było żadnego wzoru, którym mógłbym się kierować. Przy moje budowie ciała, gra na obronie w tamtych czasach była czymś naprawdę wyjątkowym. Ciągle myślałem o tym, jak mam przedstawić na boisku swoje atuty. Ciągle się mobilizowałem i szukałem niekonwencjonalnych rozwiązań by się przebić.
Szukanie swojej roli sprawiło, że wiele czasu spędzałem na grze i rozmowach z trenerami na temat mojego rozwoju. Żyłem jakby generację przed moją, trochę do przodu i być może przez to trochę szybciej dojrzałem. Podobało mi się to, że potrafiłem się wszędzie dopasować.
Joachim Low był dla mnie jednym z najważniejszych partnerów do rozmów. Być może jest to też okazja by sprostować plotkę, że podczas mundialu w Brazylii wolałem grać na środku pomocy aniżeli na obronie. Dla mnie to było bez znaczenia, na której pozycji będę wspierał swój zespół. Na takim turnieju najważniejsze jest tylko to, by wszystkie elementy mozaiki do siebie pasowały.
Oczywiście jako kapitan muszę mieć sposobność aby przedstawić swoje zdanie. To też w ostatnich latach miało miejsce w reprezentacji. Ale to nie chodzi wyłącznie o to, by za wszelką cenę coś wymusić i zastosować. Rola kapitana to ciągła gra pomiędzy dokładaniem i odejmowaniem czegoś. W Brazylii towarzyszyło mi cały czas uczucie, że widzę wszystko takim jakim chciałem ujrzeć. Myślę też, że ostatnie tygodnie były kulminacją mojej i Lowa współpracy.
Nadal czuję się bardzo dobrze fizycznie i mentalnie. Jednak przyszłą pora by wdrążać nowe struktury w moim życiu jak i reprezentacji Niemiec. Teraz pora na kolejną generację – chłopcy są zazwyczaj osiem lub dziewięć lat młodsi ode mnie i muszą w swojej grupie poszukać nowego lidera, którego będą respektować i wspierać aby móc się dalej rozwijać. To zupełnie normalny proces.
Jednak piłka to nie tylko mieszanina uczuć. Okres podczas którego gra się na najwyższym poziomie jest krótki, a intensywność ciągle wzrasta. Nie jest wcale łatwo odejść. Ale ja jestem bardzo dumny ze swojej decyzji. Świadomie podążę tą drogą. Być może utrzymałbym ten poziom i do Euro, jednak jestem szczęśliwy móc się uwolnić i samemu zdecydować o zakończeniu kariery w reprezentacji. Gdy uda się człowiekowi zbudować szacunek do pracy to jego logiczną konsekwencją jest rezygnacja.
Chcę swoją karierę zakończyć w Monachium i do tego czasu cała moja uwaga będzie skoncentrowana na klubie.
Komentarze