Po trzeciej porażce w czterech spotkaniach rundy wiosennej wielu kibiców naszło zapewne kilka refleksji na temat tego, co się aktualnie dzieje w klubie ze stolicy Bawarii. Moje zdanie postanowiłem wyrazić przelewając myśli na "papier", tworząc z nich felieton. Zapraszam do poniżej lektury. Czy leci z nami pilot?
... to film, który śmieszy wiele osób, sprawiając, iż uśmiech pojawia się na ponurych dotąd twarzach. Taki sam tytuł mogłaby nosić ekranizacja poczynań FC Bayern w rundzie rewanżowej, tyle tylko, że nie byłaby to komedia jak w przypadku pierwowzoru, lecz dramat z elementami tragedii.
Od samego początku przygody Juergena Klinsmanna z bawarskim klubem byliśmy mamieni obietnicami ze strony byłego selekcjonera, iż jego celem jest poprawa jakości Bayernu w grze ofensywnej, która jego zdaniem szwankowała do tej pory. Mieliśmy grać szybciej, piłkarze mieli mniej razy „pieczętować” futbolówkę w czasie przeprowadzania akcji ofensywnych, napastnicy mieli być skuteczniejsi, a same mecze miały być wielką uciechą dla oglądających potyczki kibiców.
A co z tego wynikło? Pierwszą rundę zakończyliśmy na drugiej pozycji mając na koncie 35 punktów. W 17-stu kolejkach Bundesligi strzeliliśmy 39 bramek, tracąc przy tym 24 gole (więcej niż w całym sezonie 2007-2008). I faktycznie, siła ofensywna została poprawiona w porównaniu do poprzedniego sezonu – wówczas na półmetku mieliśmy „zaledwie” 31 trafień. Różnica polega na tym, że do naszej bramki wpadło tylko 8 po uderzeniach rywali! Oczywiście można zrozumieć, że Klinsmann nie miał do dyspozycji od początku wszystkich piłkarzy, bo Ci musieli odpocząć po EURO 2008, dlatego też z jakąkolwiek krytyką wstrzymywałem się aż do rundy rewanżowej, bowiem na nią trener FCB miał już całą kadrą do dyspozycji. Czekać trzeba było tylko na efekty...
I tak o to nadszedł czas rundy rewanżowej. Po wygranych sparingach i świetnym meczu z VfB Stuttgart z wielkimi nadziejami zarówno piłkarze jak i kibice przystępowali do wiosennej rundy. Jakże szokujące było zderzenie z rzeczywistością. Zostaliśmy brutalnie wyrwani z pięknego snu, jaki zaczął się na Gottlieb-Deimler Stadion, przez piłkarz z Hamburgu. Można powiedzieć – wypadek przy pracy, jednak notując kolejne dwie porażki w trzech potyczkach teoria ta pada na łeb na szyję. Wypadkiem przy pracy to była Markusa Babbela, który dostał dobrą lekcję od Bawarczyków. Widać jednak, że były obrońca Bayernu znacznie szybciej się uczy niż jego były klubowy kolega z boiska, bo Stuttgart gra świetnie, zaś Bayern notuje kolejny fatalny początek rundy. Miał się nie powtórzyć bardzo słaby start, jakim był początek sezonu – i się na pewno nie powtórzy, bo ta runda nie jest bardzo słaba, jest tragiczna!
Czarę goryczy przelało spotkanie przeciwko klubowi z Kolonii. Potyczka ta obnażyła wszystkie aspekty pracy Klinsmanna, tfu, a może jego sztabu szkoleniowego, który przybrał komiczne rozmiary. Doszło bowiem do paradoksu, bo tak naprawdę nie wiadomo kogo winić za zaistniałą sytuację, ponieważ konia z rzędem temu kto wskaże, który z „pomocników” Juergena zajmuje się grą obronną, a który grą ofensywną i do czego tak naprawdę sprowadza się rola samego Klinsiego. Czasem dochodzę do wniosku, iż nadal jest selekcjonerem, bo na tym się zna i tylko to w danej chwili potrafi robić. Jednak jak każdy wie klub to nie reprezentacja, gdzie problemy można rozwiązać powołując sobie innego zawodnika, a sam Juergen w czasach kryzysu nie ma widocznego pomysłu na poprawę jakości gry swoich podopiecznych. Szkoleniowiec Bayernu sprawia wrażenie pilota zaraz po szkoleniu wsadzonego do bombowca, mającego na celu zrzucenie bomby z kilku kilometrów na wyznaczony cel o wymiarach 10 na 10 będący sztabem dowodzenia sił wroga i mogący przesądzić o losach wojny. Tak samo jak lotnik, tak i Klinsmann zdaje podśpiewywać sobie pod nosem – parafrazując słowa piosenki Elektrycznych Gitar – i co ja robię tu...
Jeśli jednak gra Bawarczyków istotnie zmieni się w następujących tygodniach, jestem gotowy odwołać wszystkie powyżej napisane słowa. I tego sobie i Wam życzę, bo w interesie nas wszystkich jest to, aby praca Klinsmannowi w Bayernie wyszła, dlatego też niech uschnie język każdemu, kto czeka na kolejne potknięcie Juergena zacierając ręce i obmyślając w jaki sposób obsmarować Klinsiego w komentarzach po kolejnym potknięciu...
Źródło:
Komentarze