DieRoten.pl
REKLAMA

REKLAMA

Karuzela BAYERNska, czyli niekończąca się opowieść cz. I

fot. Ł. Skwiot

Serdecznie zapraszamy wszystkich naszych czytelników do przeczytania kolejnego felietonu, którego autorem jest użytkownik Alfik91 aka AllFick.

W ramach wstępu chciałbym podkreślić, że felietony to luźna forma wypowiedzi autora. Stąd wiele przytoczeń faktów, liczb, statystyk czy ciekawostek. Wielu pewnie znanym, innym może nie. Jedni mogą to nazwać laniem wody i będzie to dla nich zniechęcające. Drudzy przeczytają z zainteresowaniem i dowiedzą się czegoś nowego. Taki mam styl i tak lubię pisać. Co poniektórzy zauważyli już pewnie to po moich komentarzach. Dlatego z góry uprzedzam, że jak każdy mój poprzedni artykuł - tak i ten, będzie dość obszerny. A od krótkich wpisów na tematy bieżące są newsy, do których będę Was czasem kierował. Zapraszam każdego do lektury i liczę na rzetelne opinie w komentarzach.

REKLAMA

Kurz powyborczy w Polsce opadł ponad cztery miesiące temu. W Stanach Zjednoczonych nastroje i atmosfera przedwyborcze przybierają na sile z każdym dniem. Natomiast my - fani Bayernu Monachium, już od kilku lat mamy ten nie do końca chlubny “przywilej”, że na wybory nowego szkoleniowca możemy liczyć średnio raz w roku. I choć bezpośrednio nie mamy wpływu na ich wynik. To mimo to, możemy ponownie ekscytować się ich przebiegiem. Oraz snuć różne wizje i scenariusze z kandydatami w roli głównej.

Rekordowy mistrz Niemiec nigdy nie zasłynął z posiadania szkoleniowca na bardzo długie okresy, liczone wręcz w dekadach. Jak choćby Sir Alex Ferguson w Manchesterze United - 26 lat i 8 miesięcy czy Arsene Wenger w Arsenalu - 21 lat i 6 miesięcy. Najdłuższą, nieprzerwaną współpracę z klubem stolicy Bawarii podejmował Ottmar Hitzfeld. Opiekując się zespołem z Bawarii aż przez 6 lat, w latach 1998-2004. Niemniej jednak fakt, że w okresie „postguardiolowym”, żaden z następujących po nim fachowców nie potrafił przebić bariery choćby 2 lat na stanowisku, nie świadczy najlepiej - ani o cierpliwości zarządu - ani o jakości przeprowadzonych castingów na tą funkcję - ani o drużynie, która nie potrafi wykazać się charakterem, wtedy gdy posada trenera wisi na włosku. Wielu kibiców i fachowców uważa wręcz, że w dzisiejszych czasach to zawodnicy decydują o tym, jak długo dana osoba będzie ich trenować. Wystarczy parę mniejszych konfliktów w zespole, jak choćby: częsty brak otrzymania szansy gry od pierwszej minuty - szczególnie bez konkretnego powodu. Kilka niefortunnych lub źle zinterpretowanych wypowiedzi - na konferencjach czy w wywiadach. Mogą dojść problemy natury pojmowania filozofii gry i taktyki - tak jak tego oczekuje sztab. Lub po prostu czysto ludzki brak nici porozumienia czy też konflikt charakterów - np. gdy piłkarz oczekuje rozmowy, wsparcia i wskazówek, a trener nie należy do empatycznych osób. I to już wystarczy by przy niekorzystnych wynikach rola aktualnego szkoleniowca zaczęła być mocno podważana. Jak wspomniałem - statystycznie raz w roku. Licząc moment odejścia Pepa Guardioli, który w Monachium spędził 3 lata. Czyli, który jako ostatni trener tak długo siedział w Monachium. I jako ostatni wypełnił cały okres obowiązującego kontraktu. Po nim, już żaden trener nie zdołał dotrwać do końca podpisanej umowy. Mało tego, nie przepracował choćby 2 pełnych lat. Takie dane nie wybrzmiewają zbyt optymistycznie. Szczególnie gdy dotyczą klubu powszechnie uznawanego za najbardziej poukładany i najlepiej zarządzany na świecie. Przynajmniej do czasu.

Trochę statystyk dla przejrzystości: Zarówno Ancelotti, Kovac jak i później Flick parafowali swoje kontrakty na okres 3 lat. Tak samo jak wcześniej Guardiola. Włoch przebywał na swoim stanowisku 454 dni (1 rok i 3 miesiące). Chorwat 490 dni (1 rok i 4 miesiące). Niemiec 605 dni (1 rok i 8 miesięcy). Następujący po Flicku młodszy krajan Nagelsmann, bawił w Monachium 631 dni. Czyli niecały miesiąc dłużej niż poprzednik. W międzyczasie klub był jeszcze pod opieką dwóch trenerów tymczasowych - Willy’ego Sagnola (9 dni) oraz powracającego na “dłuższą chwilę” z emerytury Juppa Heynckesa, pozostającego 264 dni. Obaj trenerzy dokańczali sezon po rozstaniu z Carlo Ancelottim. Gdyż w tamtym okresie Hoeness i Rummennige nie znaleźli odpowiedniego kandydata na stałego trenera. Swoją drogą, Hansi Flick początkowo również był tylko opcją przejściową. Jednak zarówno gra i atmosfera, a także wyniki zespołu, zmieniły tą pierwszą koncepcję w zaproponowanie Flickowi zdecydowanie dłuższej współpracy.

W każdym razie w Monachium ponownie nastał czas przyjazdu cyrku, który kolejny raz rozkłada swoją „karuzelę” trenerską. Na liście potencjalnych kandydatów znajduje się kilka gorących i znanych nazwisk. Jednak, że sytuacja jest dynamiczna, to nie mogę być pewnym, że w momencie, w którym to czytacie, któryś z tych trenerów nie zmienił już swojego stosunku do obecnej sytuacji. Z tego względu postaram się być na bieżąco i odpowiednio aktualizować listę w trakcie pisania. Lecz z góry proszę o wyrozumiałość. Jak choćby w przypadku Olivera Glasnera, który ostatnio był wymieniany jako jedna z opcji i miał pojawić się poniżej. Jednak ten - 16.02, podpisał dwuletnią umowę z Orłami. Aczkolwiek tym razem nie tymi z Frankfurtu, a Londynu. Austriak objął Crystal Palace i wypadł z wyścigu o potencjalną posadę następcy Tuchela. Tak więc zaczynajmy. Kolejność zupełnie przypadkowa…

REKLAMA

#1. XABI ALONSO

Przechodząc do rzeczy, zacznijmy od chyba aktualnie najbardziej podziwianego i komplementowanego nazwiska na rynku trenerskim. Do sporych atutów byłego kapitana Realu Sociedad należy zaliczyć fakt, że zna już Bayern jako klub i organizację od kuchni. Gdyż występował w Monachium przez trzy sezony. A że stolica Bawarii ma swój specyficzny klimat i atmosferę, która nie każdemu może przypaść do gustu. To jednak w przypadku Alonso takie obawy byłyby niepotrzebne. Xabi przez okres swojego pobytu zdołał odcisnąć swoje piętno w grze Bayernu oraz zadomowić się w mieście jak rodowity Bawarczyk. Szczególnie upodobając sobie Oktoberfest.

Znajomość języka to kolejna zaleta Hiszpana. Podczas swojego pobytu w Niemczech, Alonso starał się jak najszybciej nauczyć tego trudnego w opanowaniu dialektu. I już wtedy jego umiejętności były na stosunkowo poprawnym poziomie. Od tego czasu Hiszpan udoskonalił się o kolejne stopnie na tyle, że bez problemów udziela wywiadów i konferencji w języku niemieckim. Do tego trzeba zaznaczyć, że komunikuje się również bezproblemowo po angielsku i oczywiście w swoim ojczystym hiszpańskim, jak i baskijskim.

REKLAMA

Jednak by nie było tak kolorowo, pod uwagę trzeba koniecznie wziąć jego doświadczenie trenerskie, które na ten moment jest niezbyt imponujące. Tak naprawdę zespół z Leverkusen jest jego pierwszym seniorskim zespołem, gdyż wcześniej przez rok (2018-2019) prowadził młodzież Realu Madryt, a następnie w Realu Sociedad (2019-2022) dowodził rezerwami.

Kolejny znak zapytania jest poniekąd związany z poprzednim newralgicznym punktem. A więc czy Alonso poradziłby sobie w klubie, takim jak Bayern? W którym to wszystkie siły i oczekiwania są skierowane na najwyższy możliwy sukces. Tu nie ma miejsca na eksperymenty, sezony przejściowe czy inne odchylenia. Tu trzeba wygrywać, zdobywać tytuły i cieszyć oko rzeszy fanów, którzy co mecz wymagają okazałych i bezapelacyjnych triumfów. I choć miał już okazję tu grać i wie, jakie są wymagania, to jednak być po drugiej stronie barykady to już zupełnie inna historia. Bo w przypadku większych niepowodzeń, negatywne reakcje i konsekwencje spadają tylko na jednego człowieka. A w drużynie rozkładają się na kilka, kilkanaście osób.

W związku z powyższym należy zadać sobie również pytania - czy Alonso jest w stanie zapanować nad szatnią pełną ambicji, egoizmu, indywidualności i skrajnych charakterków? Jeśli tak, to czy zdoła przekonać do siebie krnąbrnych piłkarzy? Którzy to przecież miewali już mniej lub bardziej otwarte konflikty z poprzednikami. Jeśli jednak nie zdoła lub wspólnie z zarządem zdecydują się na inne założenia, to w jakim stopniu „góra” wesprze go w budowaniu drużyny pod jego wizję, i czy wystarczająco? Oraz czy w razie niepowodzeń wykaże w stosunku do niego odpowiednią cierpliwość? Ciśnienie na zdobywanie trofeów u Aptekarzy jest nieporównywalnie mniejsze niż w Monachium. Strategia budowania klubu i transferów jest także zgoła inna. Coś, na co dano mu czas i zaufanie w Leverkusen, nie będzie miało takiego samego odzwierciedlenia w monachijskim klubie.

#2. JUERGEN KLOPP

Przybliżając sylwetkę następnego kandydata, nie sposób przejść obojętnie wobec wydarzenia, które spadło nagle jak grom z jasnego nieba - Juergen Klopp odchodzi po wielu latach z Liverpoolu wraz z końcem trwającego sezonu! Zapewne wielu kibicom szybciej zabiło serce, bo niejeden fan widziałby Kloppa w roli trenera rekordowego mistrza Niemiec. Jednak ochłońmy trochę, podejdźmy do tego z lekkim dystansem i weźmy w tym temacie pod uwagę trzy aspekty:

1) Klopp odchodzi z Liverpoolu bo jest zmęczony i wypalony o czym sam powiedział. Wygląda na to, że aktualnie ma już przesyt piłki i trenerki. A przynajmniej na ten moment. Jemu nie przejadł się Liverpool, bo niby jak, skoro ma tam wszystko czego potrzebuje - piękne miasto, najlepsza liga świata, wielki klub z historią i fanatycznymi kibicami, wolna ręka w zarządzaniu klubem (system managerski). Po prostu jak czasem każdy od swojej pracy - on musi odpocząć psychicznie od piłki nożnej, ciągłej presji i całego futbolowego świata, a nie tylko Liverpoolu. Tak więc raczej wątpliwe jest by po napisaniu w Anglii takiej historii, braku problemów z drużyną, kibicami i zarządem. A wręcz byciu uwielbianym przez tamtejszą społeczność. Porzucając ich, miałby od razu objąć inny klub z tego samego poziomu piłkarskiego.

REKLAMA

2) Słynny Kloppo ma zapewne spory sentyment do Borussii Dortmund. Jest ostatnim trenerem, który tak namieszał w Bundeslidze, że Bayern musiał czekać aż 3 lata na jakikolwiek kolejny tytuł. I był w tym czasie upokarzany przez niego bezlitośnie. Kochają go w Dortmundzie tak samo mocno jak w Liverpoolu. I podejrzewam, że z wzajemnością. A mimo iż upłynęło już trochę lat, to jednak “stara miłość nie rdzewieje”. Choć co prawda Juergen nigdy o tym otwarcie nie mówił. To nie wydaje mi się, żeby tak ochoczo przyszedł trenować Bayern, nie bacząc na Borussię. W szczególności biorąc pod uwagę, że Klopp należy do tych bardzo emocjonalnych i empatycznych ludzi. A nie “bezdusznych”, egoistycznych bufonów, patrzących tylko na pieniądze, potencjalne sukcesy i indywidualne korzyści z tego wynikające.

3) Pamiętajmy również, że wraz z końcem zbliżającego się Euro w Niemczech, końca dobiega również kontrakt Juliana Nagelsmanna. Którego to jak już zapowiedział na wstępie współpracy z DFB - nie przedłuży, bo interesuje go powrót do piłki klubowej. Prawda jest taka, że reprezentacja zatrudniła go ponieważ był w tym czasie „wolny”. Gdyby Julian pozostał wtedy w Monachium na stanowisku, to związek pewnikiem wziąłby bezrobotnego wówczas Tuchela. W każdym razie po Mistrzostwach Europy w Niemczech zrobi się wakat na stanowisku selekcjonera reprezentacji, a Klopp akurat wtedy będzie bezrobotny. Tak więc kiedy jak nie teraz miałby objąć ten zespół? Akurat po domowym turnieju związanym z ogromną presją ze względu na bycie gospodarzem i z długim czasem do kolejnego. Tak, że będzie mógł poukładać ekipę na swoją modłę. Według własnego uznania i filozofii. Stworzyć nowe „Die Mannschaft” i ponownie rozkochać w niej cały naród. Mieszanka najlepszych niemieckich zawodników - z FCB, BVB, B04, RBL i innych ligowych zespołów. Także tych z całego świata. Dla takiego fachury, to idealna grupa i środowisko, aby stworzyć coś świeżego. Czego owoce on i kibice reprezentacji będą mogli zbierać w następnych latach.

Czego chcieć więcej? Jak już wspominałem, chyba spokoju. I wydaje mi się, że żadne zagrywki i „Jedi mind tricks” Ulego Hoenessa tu nie zadziałają. Myślę, że jeśli Bayern w międzyczasie gdziekolwiek zaświta Kloppowi w głowie, to na obecną chwilę bardziej jako ulotny punkt, aniżeli idea i myśl zaszczepiona w podświadomości rodem niczym z filmu “Incepcja”.

Aktualizacja!
Trzymając się danego słowa o możliwych aktualizacjach w trakcie pisania artykułu - agent Kloppa, Marc Kosicke: – Juergen Klopp nie będzie trenował żadnego klubu ani drużyny narodowej przez rok po bieżącym sezonie. To pozostaje niezmienne – powiedział w rozmowie ze „Sky”. I choć ten news zdaje się być już pewną informacją, to jak wiadomo - w życiu, a także piłce niczego nie można być pewnym. Stąd też kandydatura Niemca będzie wisiała w powietrzu, aż do ogłoszenia przez Bayern oraz DFB nowego szkoleniowca.

#3. JOACHIM LOEW

Twórca „Die Mannschaft”. Mr. World Cup. Człowiek, który jeszcze w czasach Mistrzostw Świata organizowanych przez Niemcy w 2006 roku, już odpowiadał za taktyczno-strategiczną część przygotowania drużyny jako asystent ówczesnego pierwszego trenera kadry - Klinsmanna. Przejmując schedę od niego po tymże turnieju okraszonym brązowym medalem, Jogi na przestrzeni kolejnych 14 lat już jako pierwszy trener, osiągnął kolejnych pięć wielkich sukcesów, w tym najważniejsze - Mistrzostwo Świata w 2014 roku w Brazylii.

Loew jest jednym z głównych architektów nowej tożsamości reprezentacji i generacji zawodników, która porwała za sobą wszystkich niemieckich kibiców po wielu latach stagnacji. Już jako główny szkoleniowiec zaczął zbierać plony nowego systemu szkolenia piłkarzy, który to został zreformowany i unowocześniony do uciekających im powoli wtedy standardów. A także braku jakichkolwiek większych sukcesów na MŚ po ostatnim zdobytym złocie w 1990 roku. Oraz blamażu na ME w 2000 r. w roli obrońcy tytułu z 1996 r. i kolejnym Euro z 2004 roku.

Po tak rekordowo długim czasie spędzonym na tym stanowisku, formuła: związek-trener-drużyna, zaczęła się jednak mocno wyczerpywać. Mistrzostwa Europy we Francji w 2016 r. były ostatnim turniejem, na którym Niemcy pod wodzą Loewa pokazali się z dobrej strony. Dochodząc do półfinału ulegli gospodarzom i zdobyli umowne 3 miejsce. Kolejne MŚ w 2018 r., do których przystępowali jako obrońcy tytułu, okazały się ogromnym zawodem. Niemcy zakończyli swój udział już na fazie grupowej. Zajmując tam dopiero ostatnie miejsce przy mocno przeciętnych rywalach. W swoim „The Last Dance” na ME 2020 udało mu się jeszcze porwać drużynę na wyjście z wyjątkowo ciężkiej grupy. Jednak zaraz po tym etapie odpadli ulegając młodej i utalentowanej ekipie Synów Albionu. Loewowi nie można niczego ujmować. Jest opanowany, wyważony. Potrafi dobrze dobierać i ustawiać skład pod przeciwnika. Także wpływać odpowiednio na morale zespołu. Nie sposób jednak zapomnieć, że ostatnio trenował jakikolwiek klub równo 20 lat temu. A była to Austria Wiedeń. Kolejnym kamyczkiem do ogródka Loewa, który należy dorzucić, jest fakt, że Loew nigdy nie prowadził klubu z najwyższej półki takiego jak Bayern lub Real. Czy choćby równie uznanych włoskich czy angielskich zespołów. Największym osiągnięciem Jogiego było prowadzenie VfB Stuttgart, z którym to zdobył Puchar Niemiec (w 1997 r.). A rok później wzięcie udziału w przedostatnim w historii finale Pucharu Zdobywców Pucharów, w którym ulegli Chelsea 1:0. Poza tym prowadził m.in. Fenerbahce czy Karlsruhe SC.

Niewątpliwie Joachim Loew ma umiejętności i charyzmę by poprowadzić duży zespół. Jego zmysł taktyczny oraz umiejętność przekazania swoich instrukcji zawodnikom są niepodważalne. Motywowanie oraz nakręcanie drużyny na najważniejsze momenty to także wielki atut byłego selekcjonera reprezentacji Niemiec. Niestety tak długi rozbrat z piłką klubową, która przecież na wielu poziomach mocno różni się w prowadzeniu od zarządzania kadrą narodową, nie rokuje zbyt dobrze na przyszłość. Również niezbyt udane ostatnie lata w kadrze nie opiniują za dobrze. A przecież miał tam do dyspozycji wielu poprzednich jak i aktualnych zawodników Bayernu. Tak więc wydaje się, że były już selekcjoner niemieckiej kadry nie znajduje się obecnie w gronie faworytów do objęcia posady trenera Bawarczyków.

Aktualizacja!
W wywiadzie udzielonym dla SportBild, Joachim Loew postanowił odnieść się do ostatnich spekulacji nt. ewentualnego objęcia Gwiazdy Południa i zdecydowanie wykluczył taką możliwość. Szczegóły znajdziecie w newsie na stronie. Jednak mimo wszystko tak jak i w poprzednim wypadku, tak i tu nie skreślałbym osoby Loewa w 100%.

#4. HANSI FLICK

Karierę Niemca w Bayernie można by przedstawić jak w reklamie pewnej znanej sieci fastfoodowej – „Do Bayernu wpadłem tylko na chwilę. Chwilę potem zostałem na dłużej”. Były asystent Loewa w kadrze narodowej, zafundował fanom Bayernu przejażdżkę niczym na najbardziej ekstremalnym rollercoasterze. Bowiem adrenalina i emocje, które towarzyszyły fanom oglądającym grę Bawarczyków były na najwyższym poziomie.

Obejmując stanowisko wypychanego przez kibiców i nieoficjalnie piłkarzy Kovaca, z miejsca zaskarbił sobie zaufanie jednych i drugich. Zmiana koncepcji gry pozwoliła uwolnić potencjał wielu graczy. Duma Bawarii stała się walcem nie do zatrzymania. Szczególnie było to widoczne po przerwie spowodowanej wybuchem pandemii, którą drużyna bardzo solidnie przepracowała w zaciszu domowym. Po powrocie do gry „Gang Flicka” był już nie do powstrzymania. Demolując każdego napotkanego przeciwnika i zgarniając wszelkie możliwe tytuły. I jedynie szkoda, że ze względu na sytuację sanitarną sympatykom Monachijczyków nie było dane cieszyć się z tych osiągnięć wraz z drużyną na stadionach…

Wraz z nadejściem kolejnego sezonu, wszyscy kibice ostrzyli sobie zęby na kontynuowanie tej wspaniałej passy. Ustanowienie hegemonii na kolejne lata w europejskiej piłce byłoby dla wielu fanów spełnienem marzeń. Rzeczywistość jednak okazała się bardziej brutalna. Każdy rollercoaster po przejażdżce musi się w końcu zatrzymać. Wagonik dojeżdża do wypłaszczonego odcinka i zaciągnięte zostają hamulce. W tym przypadku hamulcowym był nie kto inny jak były dyr. sportowy - Hasan Salihamidzic. Nie muszę ukrywać swojej niechęci do tego jegomościa. Krytykowałem go od początku jego rządów. Jednak byłem mocno zaskoczony gdy okazało się, że bardzo stonowany i spokojny Flick miał na pieńku z Brazzo. Brak wsparcia przy wielu kluczowych prośbach transferowych. Dostarczanie zawodników według własnego uznania, nie według potrzeb. Czarę goryczy przelała ponoć scysja w autokarze, podczas której Hansi nie wytrzymał i wybuchnął na Hasana. Koniec końców drugi sezon w wykonaniu Niemca, choć również mistrzowski. Nie był już tak udany, zarówno pod względem wygranych tytułów jak i gry. Taktyka ekstremalnego pressingu nie była już więcej zaskakująca i skuteczna. A przede wszystkim zaczęła przynosić wiele straconych bramek. To wszystko doprowadziło do zakończenia współpracy z Hansem Dieterem Flickiem, który już wcześniej zaczął flirtować z niemieckim związkiem ws objęcia posady selekcjonera po Joachimie Loewie.

Historii gry reprezentacji pod jego wodzą, którą objął zaraz po Bayernie nie trzeba zbyt długo przedstawiać. Na papierze był on kandydatem idealnym. Znającym struktury i zawodników. Z odpowiednią osobowością. Początek miał fantastyczny, wygrywając 8 meczy z rzędu. Później było już tylko gorzej. Wiele niewytłumaczalnych remisów. Bardzo niska skuteczność. Przyniosło to efekt w postaci kolejnego blamażu na MŚ i braku wyjścia z grupy. 4 kolejne porażki w 6 rozegranych meczach towarzyskich zakończyło jego pracę z kadrą narodową.

Flick z pewnością byłby dobrym wyborem tymczasowym. Jednak podejrzewam, że nie jest on zainteresowany współpracą na tak krótkim dystansie. Tym bardziej, że chęci do zatrudnienia jego osoby wykazuje ponoć FC Barcelona. Przez co Hansi miał ostatnio zacząć uczyć się języka hiszpańskiego. A także zaprezentować swój kierunek rozwoju i wizję gry, na wzór Bayernu z “trypletowego” okresu. Co też miało mocno oczarować działaczy klubu z Katalonii.

Tak więc czy wchodzenie drugi raz do tej samej rzeki z perspektywą długiej współpracy miałoby sens dla obu stron? Ciężko powiedzieć. Nie wiadomo jak potoczyłby się los Bayernu i Flicka, gdyby ten dostał odpowiednie wsparcie, jakiego mógłby się teraz spodziewać. Brak kuszącej perspektywy objęcia stołka selekcjonera, która również mogła zaburzać percepcję, również zadziałałby na korzyść. Nieobecność toksycznej osoby w kręgu współpracowników na pewno przyniósłby lepszą atmosferę i chęci do działania. Wewnątrz klubu Flick ma nadal kilku swoich zwolenników, którzy optują za jego kandydaturą. Niesnaski z Hoenessem ponoć również poszły w niepamięć. Gdzie to obaj Panowie mieli spotkać się jakiś czas temu celem wyjaśnienia swoich stanowisk z przeszłości. Mimo wszystko myślę, że ciężko przyznać aby takie rozwiązanie byłoby korzystne zarówno dla klubu, który potrzebuje świeżych bodźców. Jak i samego Flicka, który szuka całkiem nowych wyzwań. 

Druga część felietonu pojawi się już jutro.

Źródło: Własne
Alfik91

Komentarze

REKLAMA
Trwa wczytywanie komentarzy...