Serdecznie zapraszamy wszystkich naszych czytelników do przeczytania kolejnego felietonu, którego autorem jest użytkownik Alfik91 aka AllFick.
W ramach wstępu chciałbym podkreślić, że felietony to luźna
forma wypowiedzi autora. Stąd wiele przytoczeń faktów, liczb, statystyk czy
ciekawostek. Wielu pewnie znanym, innym może nie. Jedni mogą to nazwać laniem
wody i będzie to dla nich zniechęcające. Drudzy przeczytają z zainteresowaniem
i dowiedzą się czegoś nowego. Taki mam styl i tak lubię pisać. Co poniektórzy
zauważyli już pewnie to po moich komentarzach. Dlatego z góry uprzedzam, że jak
każdy mój poprzedni artykuł - tak i ten, będzie dość obszerny. A od krótkich
wpisów na tematy bieżące są newsy, do których będę Was czasem kierował.
Zapraszam każdego do lektury i liczę na rzetelne opinie w komentarzach.
Kurz powyborczy w Polsce opadł ponad cztery miesiące temu. W
Stanach Zjednoczonych nastroje i atmosfera przedwyborcze przybierają na sile z
każdym dniem. Natomiast my - fani Bayernu Monachium, już od kilku lat mamy ten
nie do końca chlubny “przywilej”, że na wybory nowego szkoleniowca
możemy liczyć średnio raz w roku. I choć bezpośrednio nie mamy wpływu na ich
wynik. To mimo to, możemy ponownie ekscytować się ich przebiegiem. Oraz snuć
różne wizje i scenariusze z kandydatami w roli głównej.
Rekordowy mistrz Niemiec nigdy nie zasłynął z posiadania
szkoleniowca na bardzo długie okresy, liczone wręcz w dekadach. Jak choćby Sir
Alex Ferguson w Manchesterze United - 26 lat i 8 miesięcy czy Arsene Wenger w
Arsenalu - 21 lat i 6 miesięcy. Najdłuższą, nieprzerwaną współpracę z klubem
stolicy Bawarii podejmował Ottmar Hitzfeld. Opiekując się zespołem z Bawarii aż
przez 6 lat, w latach 1998-2004. Niemniej jednak fakt, że w okresie „postguardiolowym”,
żaden z następujących po nim fachowców nie potrafił przebić bariery choćby 2
lat na stanowisku, nie świadczy najlepiej - ani o cierpliwości zarządu - ani o
jakości przeprowadzonych castingów na tą funkcję - ani o drużynie, która nie
potrafi wykazać się charakterem, wtedy gdy posada trenera wisi na włosku. Wielu
kibiców i fachowców uważa wręcz, że w dzisiejszych czasach to zawodnicy
decydują o tym, jak długo dana osoba będzie ich trenować. Wystarczy parę
mniejszych konfliktów w zespole, jak choćby: częsty brak otrzymania szansy gry
od pierwszej minuty - szczególnie bez konkretnego powodu. Kilka niefortunnych
lub źle zinterpretowanych wypowiedzi - na konferencjach czy w wywiadach. Mogą
dojść problemy natury pojmowania filozofii gry i taktyki - tak jak tego oczekuje
sztab. Lub po prostu czysto ludzki brak nici porozumienia czy też konflikt
charakterów - np. gdy piłkarz oczekuje rozmowy, wsparcia i wskazówek, a trener
nie należy do empatycznych osób. I to już wystarczy by przy niekorzystnych
wynikach rola aktualnego szkoleniowca zaczęła być mocno podważana. Jak
wspomniałem - statystycznie raz w roku. Licząc moment odejścia Pepa Guardioli,
który w Monachium spędził 3 lata. Czyli, który jako ostatni trener tak długo
siedział w Monachium. I jako ostatni wypełnił cały okres obowiązującego
kontraktu. Po nim, już żaden trener nie zdołał dotrwać do końca podpisanej
umowy. Mało tego, nie przepracował choćby 2 pełnych lat. Takie dane nie
wybrzmiewają zbyt optymistycznie. Szczególnie gdy dotyczą klubu powszechnie
uznawanego za najbardziej poukładany i najlepiej zarządzany na świecie.
Przynajmniej do czasu.
Trochę statystyk dla przejrzystości: Zarówno Ancelotti,
Kovac jak i później Flick parafowali swoje kontrakty na okres 3 lat. Tak samo
jak wcześniej Guardiola. Włoch przebywał na swoim stanowisku 454 dni (1 rok i 3
miesiące). Chorwat 490 dni (1 rok i 4 miesiące). Niemiec 605 dni (1 rok i 8
miesięcy). Następujący po Flicku młodszy krajan Nagelsmann, bawił w Monachium
631 dni. Czyli niecały miesiąc dłużej niż poprzednik. W międzyczasie klub był
jeszcze pod opieką dwóch trenerów tymczasowych - Willy’ego Sagnola (9 dni) oraz
powracającego na “dłuższą chwilę” z emerytury Juppa Heynckesa,
pozostającego 264 dni. Obaj trenerzy dokańczali sezon po rozstaniu z Carlo
Ancelottim. Gdyż w tamtym okresie Hoeness i Rummennige nie znaleźli
odpowiedniego kandydata na stałego trenera. Swoją drogą, Hansi Flick początkowo
również był tylko opcją przejściową. Jednak zarówno gra i atmosfera, a także
wyniki zespołu, zmieniły tą pierwszą koncepcję w zaproponowanie Flickowi
zdecydowanie dłuższej współpracy.
W każdym razie w Monachium ponownie nastał czas przyjazdu
cyrku, który kolejny raz rozkłada swoją „karuzelę” trenerską. Na liście
potencjalnych kandydatów znajduje się kilka gorących i znanych nazwisk. Jednak,
że sytuacja jest dynamiczna, to nie mogę być pewnym, że w momencie, w którym to
czytacie, któryś z tych trenerów nie zmienił już swojego stosunku do obecnej
sytuacji. Z tego względu postaram się być na bieżąco i odpowiednio aktualizować
listę w trakcie pisania. Lecz z góry proszę o wyrozumiałość. Jak choćby w
przypadku Olivera Glasnera, który ostatnio był wymieniany jako jedna z opcji i
miał pojawić się poniżej. Jednak ten - 16.02, podpisał dwuletnią umowę z
Orłami. Aczkolwiek tym razem nie tymi z Frankfurtu, a Londynu. Austriak objął
Crystal Palace i wypadł z wyścigu o potencjalną posadę następcy Tuchela. Tak
więc zaczynajmy. Kolejność zupełnie przypadkowa…
#1. XABI ALONSO
Przechodząc do rzeczy, zacznijmy od chyba aktualnie
najbardziej podziwianego i komplementowanego nazwiska na rynku trenerskim. Do
sporych atutów byłego kapitana Realu Sociedad należy zaliczyć fakt, że zna już
Bayern jako klub i organizację od kuchni. Gdyż występował w Monachium przez
trzy sezony. A że stolica Bawarii ma swój specyficzny klimat i atmosferę, która
nie każdemu może przypaść do gustu. To jednak w przypadku Alonso takie obawy
byłyby niepotrzebne. Xabi przez okres swojego pobytu zdołał odcisnąć swoje
piętno w grze Bayernu oraz zadomowić się w mieście jak rodowity Bawarczyk.
Szczególnie upodobając sobie Oktoberfest.
Znajomość języka to kolejna zaleta Hiszpana. Podczas swojego
pobytu w Niemczech, Alonso starał się jak najszybciej nauczyć tego trudnego w
opanowaniu dialektu. I już wtedy jego umiejętności były na stosunkowo poprawnym
poziomie. Od tego czasu Hiszpan udoskonalił się o kolejne stopnie na tyle, że
bez problemów udziela wywiadów i konferencji w języku niemieckim. Do tego
trzeba zaznaczyć, że komunikuje się również bezproblemowo po angielsku i
oczywiście w swoim ojczystym hiszpańskim, jak i baskijskim.
Jednak by nie było tak kolorowo, pod uwagę trzeba koniecznie
wziąć jego doświadczenie trenerskie, które na ten moment jest niezbyt
imponujące. Tak naprawdę zespół z Leverkusen jest jego pierwszym seniorskim
zespołem, gdyż wcześniej przez rok (2018-2019) prowadził młodzież Realu Madryt,
a następnie w Realu Sociedad (2019-2022) dowodził rezerwami.
Kolejny znak zapytania jest poniekąd związany z poprzednim
newralgicznym punktem. A więc czy Alonso poradziłby sobie w klubie, takim jak
Bayern? W którym to wszystkie siły i oczekiwania są skierowane na najwyższy
możliwy sukces. Tu nie ma miejsca na eksperymenty, sezony przejściowe czy inne
odchylenia. Tu trzeba wygrywać, zdobywać tytuły i cieszyć oko rzeszy fanów,
którzy co mecz wymagają okazałych i bezapelacyjnych triumfów. I choć miał już
okazję tu grać i wie, jakie są wymagania, to jednak być po drugiej stronie
barykady to już zupełnie inna historia. Bo w przypadku większych niepowodzeń,
negatywne reakcje i konsekwencje spadają tylko na jednego człowieka. A w
drużynie rozkładają się na kilka, kilkanaście osób.
W związku z powyższym należy zadać sobie również pytania -
czy Alonso jest w stanie zapanować nad szatnią pełną ambicji, egoizmu,
indywidualności i skrajnych charakterków? Jeśli tak, to czy zdoła przekonać do
siebie krnąbrnych piłkarzy? Którzy to przecież miewali już mniej lub bardziej
otwarte konflikty z poprzednikami. Jeśli jednak nie zdoła lub wspólnie z zarządem
zdecydują się na inne założenia, to w jakim stopniu „góra” wesprze go w budowaniu
drużyny pod jego wizję, i czy wystarczająco? Oraz czy w razie niepowodzeń
wykaże w stosunku do niego odpowiednią cierpliwość? Ciśnienie na zdobywanie
trofeów u Aptekarzy jest nieporównywalnie mniejsze niż w Monachium. Strategia
budowania klubu i transferów jest także zgoła inna. Coś, na co dano mu czas i
zaufanie w Leverkusen, nie będzie miało takiego samego odzwierciedlenia w
monachijskim klubie.
#2. JUERGEN KLOPP
Przybliżając sylwetkę następnego kandydata, nie sposób
przejść obojętnie wobec wydarzenia, które spadło nagle jak grom z jasnego nieba
- Juergen Klopp odchodzi po wielu latach z Liverpoolu wraz z końcem trwającego
sezonu! Zapewne wielu kibicom szybciej zabiło serce, bo niejeden fan widziałby
Kloppa w roli trenera rekordowego mistrza Niemiec. Jednak ochłońmy trochę,
podejdźmy do tego z lekkim dystansem i weźmy w tym temacie pod uwagę trzy
aspekty:
1) Klopp odchodzi z Liverpoolu bo jest zmęczony i wypalony o
czym sam powiedział. Wygląda na to, że aktualnie ma już przesyt piłki i
trenerki. A przynajmniej na ten moment. Jemu nie przejadł się Liverpool, bo
niby jak, skoro ma tam wszystko czego potrzebuje - piękne miasto, najlepsza
liga świata, wielki klub z historią i fanatycznymi kibicami, wolna ręka w
zarządzaniu klubem (system managerski). Po prostu jak czasem każdy od swojej
pracy - on musi odpocząć psychicznie od piłki nożnej, ciągłej presji i całego
futbolowego świata, a nie tylko Liverpoolu. Tak więc raczej wątpliwe jest by po
napisaniu w Anglii takiej historii, braku problemów z drużyną, kibicami i
zarządem. A wręcz byciu uwielbianym przez tamtejszą społeczność. Porzucając
ich, miałby od razu objąć inny klub z tego samego poziomu piłkarskiego.
2) Słynny Kloppo ma zapewne spory sentyment do Borussii
Dortmund. Jest ostatnim trenerem, który tak namieszał w Bundeslidze, że Bayern
musiał czekać aż 3 lata na jakikolwiek kolejny tytuł. I był w tym czasie
upokarzany przez niego bezlitośnie. Kochają go w Dortmundzie tak samo mocno jak
w Liverpoolu. I podejrzewam, że z wzajemnością. A mimo iż upłynęło już trochę
lat, to jednak “stara miłość nie rdzewieje”. Choć co prawda Juergen
nigdy o tym otwarcie nie mówił. To nie wydaje mi się, żeby tak ochoczo
przyszedł trenować Bayern, nie bacząc na Borussię. W szczególności biorąc pod
uwagę, że Klopp należy do tych bardzo emocjonalnych i empatycznych ludzi. A nie
“bezdusznych”, egoistycznych bufonów, patrzących tylko na pieniądze,
potencjalne sukcesy i indywidualne korzyści z tego wynikające.
3) Pamiętajmy również, że wraz z końcem zbliżającego się
Euro w Niemczech, końca dobiega również kontrakt Juliana Nagelsmanna. Którego
to jak już zapowiedział na wstępie współpracy z DFB - nie przedłuży, bo
interesuje go powrót do piłki klubowej. Prawda jest taka, że reprezentacja
zatrudniła go ponieważ był w tym czasie „wolny”. Gdyby Julian pozostał wtedy w
Monachium na stanowisku, to związek pewnikiem wziąłby bezrobotnego wówczas Tuchela. W każdym razie po
Mistrzostwach Europy w Niemczech zrobi się wakat na stanowisku selekcjonera
reprezentacji, a Klopp akurat wtedy będzie bezrobotny. Tak więc kiedy jak nie
teraz miałby objąć ten zespół? Akurat po domowym turnieju związanym z ogromną
presją ze względu na bycie gospodarzem i z długim czasem do kolejnego. Tak, że
będzie mógł poukładać ekipę na swoją modłę. Według własnego uznania i
filozofii. Stworzyć nowe „Die Mannschaft” i ponownie rozkochać w niej cały
naród. Mieszanka najlepszych niemieckich zawodników - z FCB, BVB,
B04, RBL i innych ligowych zespołów. Także tych z całego świata. Dla takiego
fachury, to idealna grupa i środowisko, aby stworzyć coś świeżego. Czego owoce on
i kibice reprezentacji będą mogli zbierać w następnych latach.
Czego chcieć więcej? Jak już wspominałem, chyba spokoju. I wydaje mi się, że żadne zagrywki i „Jedi mind tricks” Ulego Hoenessa tu nie
zadziałają. Myślę, że jeśli Bayern w międzyczasie gdziekolwiek zaświta Kloppowi
w głowie, to na obecną chwilę bardziej jako ulotny punkt, aniżeli idea i
myśl zaszczepiona w podświadomości rodem niczym z filmu “Incepcja”.
Aktualizacja!
Trzymając się danego słowa o możliwych
aktualizacjach w trakcie pisania artykułu - agent Kloppa, Marc Kosicke: –
Juergen Klopp nie będzie trenował żadnego klubu ani drużyny narodowej przez rok
po bieżącym sezonie. To pozostaje niezmienne – powiedział w rozmowie ze „Sky”.
I choć ten news zdaje się być już pewną informacją, to jak wiadomo - w życiu, a
także piłce niczego nie można być pewnym. Stąd też kandydatura Niemca będzie
wisiała w powietrzu, aż do ogłoszenia przez Bayern oraz DFB nowego
szkoleniowca.
#3. JOACHIM LOEW
Twórca „Die Mannschaft”. Mr. World Cup. Człowiek, który
jeszcze w czasach Mistrzostw Świata organizowanych przez Niemcy w 2006 roku,
już odpowiadał za taktyczno-strategiczną część przygotowania drużyny jako
asystent ówczesnego pierwszego trenera kadry - Klinsmanna. Przejmując schedę od
niego po tymże turnieju okraszonym brązowym medalem, Jogi na przestrzeni
kolejnych 14 lat już jako pierwszy trener, osiągnął kolejnych pięć wielkich
sukcesów, w tym najważniejsze - Mistrzostwo Świata w 2014 roku w Brazylii.
Loew jest jednym z głównych architektów nowej tożsamości
reprezentacji i generacji zawodników, która porwała za sobą wszystkich
niemieckich kibiców po wielu latach stagnacji. Już jako główny szkoleniowiec
zaczął zbierać plony nowego systemu szkolenia piłkarzy, który to został
zreformowany i unowocześniony do uciekających im powoli wtedy standardów. A
także braku jakichkolwiek większych sukcesów na MŚ po ostatnim zdobytym złocie
w 1990 roku. Oraz blamażu na ME w 2000 r. w roli obrońcy tytułu z 1996 r. i
kolejnym Euro z 2004 roku.
Po tak rekordowo długim czasie spędzonym na tym stanowisku,
formuła: związek-trener-drużyna, zaczęła się jednak mocno wyczerpywać.
Mistrzostwa Europy we Francji w 2016 r. były ostatnim turniejem, na którym
Niemcy pod wodzą Loewa pokazali się z dobrej strony. Dochodząc do półfinału
ulegli gospodarzom i zdobyli umowne 3 miejsce. Kolejne MŚ w 2018 r., do których
przystępowali jako obrońcy tytułu, okazały się ogromnym zawodem. Niemcy
zakończyli swój udział już na fazie grupowej. Zajmując tam dopiero ostatnie miejsce
przy mocno przeciętnych rywalach. W swoim „The Last Dance” na ME 2020
udało mu się jeszcze porwać drużynę na wyjście z wyjątkowo ciężkiej grupy.
Jednak zaraz po tym etapie odpadli ulegając młodej i utalentowanej ekipie Synów
Albionu. Loewowi nie można niczego ujmować. Jest opanowany, wyważony. Potrafi
dobrze dobierać i ustawiać skład pod przeciwnika. Także wpływać odpowiednio na
morale zespołu. Nie sposób jednak zapomnieć, że ostatnio trenował jakikolwiek
klub równo 20 lat temu. A była to Austria Wiedeń. Kolejnym kamyczkiem do
ogródka Loewa, który należy dorzucić, jest fakt, że Loew nigdy nie prowadził
klubu z najwyższej półki takiego jak Bayern lub Real. Czy choćby równie
uznanych włoskich czy angielskich zespołów. Największym osiągnięciem Jogiego
było prowadzenie VfB Stuttgart, z którym to zdobył Puchar Niemiec (w 1997 r.).
A rok później wzięcie udziału w przedostatnim w historii finale Pucharu
Zdobywców Pucharów, w którym ulegli Chelsea 1:0. Poza tym prowadził m.in.
Fenerbahce czy Karlsruhe SC.
Niewątpliwie Joachim Loew ma umiejętności i charyzmę by
poprowadzić duży zespół. Jego zmysł taktyczny oraz umiejętność przekazania
swoich instrukcji zawodnikom są niepodważalne. Motywowanie oraz nakręcanie
drużyny na najważniejsze momenty to także wielki atut byłego selekcjonera
reprezentacji Niemiec. Niestety tak długi rozbrat z piłką klubową, która
przecież na wielu poziomach mocno różni się w prowadzeniu od zarządzania kadrą
narodową, nie rokuje zbyt dobrze na przyszłość. Również niezbyt udane ostatnie
lata w kadrze nie opiniują za dobrze. A przecież miał tam do dyspozycji wielu
poprzednich jak i aktualnych zawodników Bayernu. Tak więc wydaje się, że były
już selekcjoner niemieckiej kadry nie znajduje się obecnie w gronie faworytów
do objęcia posady trenera Bawarczyków.
Aktualizacja!
W wywiadzie udzielonym dla SportBild, Joachim
Loew postanowił odnieść się do ostatnich spekulacji nt. ewentualnego objęcia
Gwiazdy Południa i zdecydowanie wykluczył taką możliwość. Szczegóły znajdziecie
w newsie na stronie. Jednak mimo wszystko tak jak i w poprzednim wypadku, tak i
tu nie skreślałbym osoby Loewa w 100%.
#4. HANSI FLICK
Karierę Niemca w Bayernie można by przedstawić jak w
reklamie pewnej znanej sieci fastfoodowej – „Do Bayernu wpadłem tylko na
chwilę. Chwilę potem zostałem na dłużej”. Były asystent Loewa w kadrze
narodowej, zafundował fanom Bayernu przejażdżkę niczym na najbardziej
ekstremalnym rollercoasterze. Bowiem adrenalina i emocje, które towarzyszyły
fanom oglądającym grę Bawarczyków były na najwyższym poziomie.
Obejmując stanowisko wypychanego przez kibiców i
nieoficjalnie piłkarzy Kovaca, z miejsca zaskarbił sobie zaufanie jednych i
drugich. Zmiana koncepcji gry pozwoliła uwolnić potencjał wielu graczy. Duma
Bawarii stała się walcem nie do zatrzymania. Szczególnie było to widoczne po
przerwie spowodowanej wybuchem pandemii, którą drużyna bardzo solidnie
przepracowała w zaciszu domowym. Po powrocie do gry „Gang Flicka” był już nie
do powstrzymania. Demolując każdego napotkanego przeciwnika i zgarniając
wszelkie możliwe tytuły. I jedynie szkoda, że ze względu na sytuację sanitarną
sympatykom Monachijczyków nie było dane cieszyć się z tych osiągnięć wraz z
drużyną na stadionach…
Wraz z nadejściem kolejnego sezonu, wszyscy kibice ostrzyli
sobie zęby na kontynuowanie tej wspaniałej passy. Ustanowienie hegemonii na
kolejne lata w europejskiej piłce byłoby dla wielu fanów spełnienem marzeń.
Rzeczywistość jednak okazała się bardziej brutalna. Każdy rollercoaster po
przejażdżce musi się w końcu zatrzymać. Wagonik dojeżdża do wypłaszczonego
odcinka i zaciągnięte zostają hamulce. W tym przypadku hamulcowym był nie kto
inny jak były dyr. sportowy - Hasan Salihamidzic. Nie muszę ukrywać swojej
niechęci do tego jegomościa. Krytykowałem go od początku jego rządów. Jednak
byłem mocno zaskoczony gdy okazało się, że bardzo stonowany i spokojny Flick
miał na pieńku z Brazzo. Brak wsparcia przy wielu kluczowych prośbach
transferowych. Dostarczanie zawodników według własnego uznania, nie według
potrzeb. Czarę goryczy przelała ponoć scysja w autokarze, podczas której Hansi
nie wytrzymał i wybuchnął na Hasana. Koniec końców drugi sezon w wykonaniu
Niemca, choć również mistrzowski. Nie był już tak udany, zarówno pod względem
wygranych tytułów jak i gry. Taktyka ekstremalnego pressingu nie była już
więcej zaskakująca i skuteczna. A przede wszystkim zaczęła przynosić wiele
straconych bramek. To wszystko doprowadziło do zakończenia współpracy z Hansem
Dieterem Flickiem, który już wcześniej zaczął flirtować z niemieckim związkiem
ws objęcia posady selekcjonera po Joachimie Loewie.
Historii gry reprezentacji pod jego wodzą, którą objął zaraz
po Bayernie nie trzeba zbyt długo przedstawiać. Na papierze był on kandydatem
idealnym. Znającym struktury i zawodników. Z odpowiednią osobowością. Początek
miał fantastyczny, wygrywając 8 meczy z rzędu. Później było już tylko gorzej.
Wiele niewytłumaczalnych remisów. Bardzo niska skuteczność. Przyniosło to efekt
w postaci kolejnego blamażu na MŚ i braku wyjścia z grupy. 4 kolejne porażki w
6 rozegranych meczach towarzyskich zakończyło jego pracę z kadrą narodową.
Flick z pewnością byłby dobrym wyborem tymczasowym. Jednak
podejrzewam, że nie jest on zainteresowany współpracą na tak krótkim dystansie.
Tym bardziej, że chęci do zatrudnienia jego osoby wykazuje ponoć FC Barcelona.
Przez co Hansi miał ostatnio zacząć uczyć się języka hiszpańskiego. A także
zaprezentować swój kierunek rozwoju i wizję gry, na wzór Bayernu z “trypletowego” okresu. Co też miało mocno oczarować działaczy klubu z Katalonii.
Tak więc czy wchodzenie drugi raz do tej samej rzeki z perspektywą długiej współpracy miałoby sens dla obu stron? Ciężko powiedzieć. Nie wiadomo jak potoczyłby się los Bayernu i Flicka, gdyby ten dostał odpowiednie wsparcie, jakiego mógłby się teraz spodziewać. Brak kuszącej perspektywy objęcia stołka selekcjonera, która również mogła zaburzać percepcję, również zadziałałby na korzyść. Nieobecność toksycznej osoby w kręgu współpracowników na pewno przyniósłby lepszą atmosferę i chęci do działania. Wewnątrz klubu Flick ma nadal kilku swoich zwolenników, którzy optują za jego kandydaturą. Niesnaski z Hoenessem ponoć również poszły w niepamięć. Gdzie to obaj Panowie mieli spotkać się jakiś czas temu celem wyjaśnienia swoich stanowisk z przeszłości. Mimo wszystko myślę, że ciężko przyznać aby takie rozwiązanie byłoby korzystne zarówno dla klubu, który potrzebuje świeżych bodźców. Jak i samego Flicka, który szuka całkiem nowych wyzwań.
Komentarze