Dokładnie rok i dwa dni temu Jürgen Klinsmann oficjalnie został ogłoszony następcą Ottmara Hitzfeld (który wczoraj obchodził swoje 60 urodziny). Wtedy jego prezentacji towarzyszyło 240 dziennikarzy i 33 kamery telewizyjne, dziś, w życiu byłego napastnika klasy światowej wiele się zmieniło. Klinsi wraz z fcbayern.de postanowił podsumować ten okres.
FCBayern.de: Panie Klinsmann, dokładnie rok temu
zaprezentowano Pana jako nowego trenera Bayernu Monachium. Gdzie sklasyfikowałby
Pan ten czas swojego życia?
Jürgen Klinsmann: Dla nas jako
rodziny jest to czas powrotu do Niemiec. Po 10 latach w USA podjęliśmy tę
decyzję, to był dla nas ogromny krok. Połączone to było oczywiście z wielkim
zaszczytem, z prowadzeniem największego klubu w Niemczech – FC Bayernu Monachium. To coś
niezwykłego.
Dla publiki decyzja obsadzenia Pana na stanowisku trenera FCB była
zaskoczeniem, można powiedzieć nawet, że sensacją. Jak to Pan odebrał?
Mnie zaskoczyło, gdy przed Bożym
Narodzeniem zadzwonił do mnie Karl-Heinz Rummenigge z Ulim Hoeneßem pytając
mnie, czy nie jestem zainteresowany. Wywołało to efekt „wow”. Powrót do Europy
był dla mnie zaskoczeniem. To było tylko kwestia czasu, bo po zakończeniu pracy
z reprezentacja miałem masę zapytań. Przejście do FCB było ustalone w przeciągu
5 minut, ponieważ moja żona również spontanicznie powiedziała „tak”. Mimo iż
sportowo przez było turbulentnie, to w moich dwóch latach gry czułem się w
Monachium wspaniale. Wtedy na świat przyszedł nasz mały synek.
Oficjalnie Pańska praca trenerska rozpoczęła się w Monachium od 1
lipca. Jednak przygotowania rozpoczęły się dużo wcześniej. Prawda?
Mimo iż przez pierwsze półrocze
nie miałem kontraktu, to już dość intensywnie pracowałem, przygotowując moje
objęcie drużyny. Dochodziła jeszcze sprawa centrum osiągnięć. Gdy dowiedziałem
się, że dzięki budowie nowych budynków stare podstana wolne, spontanicznie
wpadłem na pomysł urządzenia centrum osiągnięć. W ten sposób od stycznia byłem
zajęty.
Czy ciężko było robić to wszystko, nie przeszkadzając przy okazji
Ottmarowi Hitzfeldowi?
Nie, nie było to ani trochę
ciężkie. Świadomie nie udzielałem żadnych wywiadów, aby Ottmar miał swój spokój. Tak to między sobą jasno
ustaliliśmy. W spokoju omawialiśmy sprawy z zarządem. To, że pojawiałem się, aby
z zarządem ustalać sprawy na nowy sezon jest chyba rzeczą oczywistą.
Czy pomiędzy Panem, a Ottmarem Hitzfeldem odbyła się rozmowa w której
przekazał Panu wszystko?
Tak. Nie miała ona miejsce po
zakończeniu sezonu, lecz pod koniec marca, czy też w kwietniu. Poszliśmy razem
na obiad i rozmawialiśmy o drużynie. Ciekaw byłem jak sam siebie widzi i jak to
analizuje. Mimo to rozmawiałem z kierownictwem klubu, że przejmuje kadrę
ogólnie w takim stanie, jakim była, szczególnie, że już w styczniu podjęto
pierwsze starania finansowe. Poza tym chciałem sam stworzyć sobie obraz
pojedynczych piłkarzy. Chcieliśmy zbadać potencjał pojedynczych graczy i
ocenić, czy da się ich jeszcze rozwinąć.
Czy denerwował się Pan podczas pierwszego dnia treningowego?
Byłem zdenerwowany i dumny. Nie
zżerały mnie nerwy, lecz napędzała mnie chęć pracy. Tę chęć odczuwałem już od 6
miesięcy. Na początku pracowałem długie godziny do chwili, gdy wszystko
zaczynało harmonizować. Nowe nie było tylko centrum, ale i cały sztab
trenerski.
Mówi Pan o nowościach. Czy zdawał sobie Pan sprawę, że przez to mogły
być początkowe problemy? Przecież ME dodatkowo zakłóciły przygotowania.
Tak, to było jasne, że w takiej
sytuacji na początku będzie problematycznie. Nie zmieniliśmy jedynie przebiegu
treningu piłkarzy, ale i całe otoczenie, w którym pracowali. To nie ułatwiło
drużynie w znalezieniu spokoju. Byłem ciekaw na sportowe komponenty
pojedynczych piłkarzy. To było pewne, że sytuacja mogła się utrzymywać 3, może
4 miesiące.
W pierwszych tygodniach sezonu bardzo dużo Pan eksperymentował, zarówno
jeśli mowa o systemie gry, jak i o pojedynczych piłkarzach. Czy to cześć
Pańskiego konceptu?
Ważne było, abyśmy dość szybko
mieli w kieszeni system. System 3-5-2 funkcjonował dobrze, przede wszystkim w
Bukareszcie. To jest wariant, który w każdej chwili możemy wyciągnąć z rękawa.
Dodatkowo ważne było, że piłkarze zauważyli, że czekają na nich nowe wyzwania.
Po amerykańsku mówi się, że wyciągnęliśmy ich z ich własnej „Comfort-Zone”. To
z jednej strony automatycznie wprowadza niepewność, z drugiej zaś zrobiliśmy to
specjalnie. Dzięki temu mogliśmy zaobserwować pewne zachowania i wyciągnąć z
tego pewne wnioski. Jeśli wszystko pozostanie bez zmian, to postęp nie będzie możliwy. Byliśmy ciekawi, jak sobie z tym poradzą piłkarze.To było moim celem
Czy nie niepokoiło Pana to, że na początku sezonu brakowało wyników?
Na to nie wyprowadziło z
równowagi, ale otoczenie trochę się zatrzęsło. Bayern stoi pod wyjątkowa
obserwacje i bez względu na to co się robi, zawsze musi wygrywać. Dlatego
próbując nowych rozwiązań poruszamy się na cienkiej linii. Klub zatrudnił mnie
przecież z celem, abyśmy rozwinęli piłkarzy.
Co wobec zmian mówili piłkarze?
Najważniejsze było chyba, aby
czuli, że chodzi nam przecież tylko o nich samych, że to oni są w centrum. Dużo
od nich wymagamy, ale bardzo ich doceniamy, wspieramy ich i dajemy im najlepsze
możliwości treningu. Pod tym względem jesteśmy najlepsi na świecie.
Jürgen, jako trener FCB stoi Pan pod szczególną obserwacją. Ze swoimi
metodami natrafił Pan na wielki sceptycyzm.
Moja prace rozpocząłem obarczony
wieloma uprzedzeniem, ponieważ nikt tak naprawdę nie wiedział, co na niego
czekało. Moja pracza z reprezentacja różniła się znacznie od tej w Bayernie,
ale mimo to ciągle to porównywano i mówiono, że robię to identycznie. Jednak
tak nie jest. W pewnej chwili powiedziałem: a po co mam się cały czas
usprawiedliwiać? Ludzie się w końcu przekonają, jaki naprawdę jestem.
Mianował Pan Marka van Bommela
kapitanem, sadzając go na pewien cza na ławkę. W opinii publicznej wywołało to
fale dyskusji.
Jeśli podejmuje tak ciężką
decyzję, to nie interesuje się opinia publiczną. Mi chodzi o to, gdzie chcę
zajść z drużyną. Mark został kapitanem i otrzymał od nas wiele wsparcia,
ponieważ jest tym, który wszystkich trzyma w ryzach i który jest najbardziej
komunikatywny. Sportowo jest przecież bez przerwy obserwowany. W pewnej chwili
doszło do fazy, w której myślał, że co by się nie działo, to i tak będzie grał.
Nie grał za dobrze i chciałem pokazać przed innymi piłkarzami, że nie jest on
nietykalny. Wiedziałem, że ten krok będzie werbalnie atakowany. Wiedziałem
jednak, że jeśli jest tak ambitny jak myślałem, to pokaże reakcję. Właśnie to
pokazał. Dawał czad na treningach i pokazał stabilność w meczach. Doszła do
tego forma fizyczna. Od tej pory zagrał dobra rundę.
Co rusz powtarzał Pan, że piłkarze musza się przyzwyczaić do nowinek. W
jakim stopniu Pan sam musiał przejść taka fazę?
Jeśli przechodzi się do nowego
otoczenia z określonymi oczekiwaniami, trzeba być zarazem otwartym na odejście
od własnych Medei dla dobra drużyny. Często zastanawiałem się: gdzie idę o krok
za daleko, gdzie musze przystopować i pójść na kompromis. Co rusz próbowaliśmy
wszystko stabilizować. Trener musi zawsze być gotowym na zmiany. Myślę, że po
2, 3 miesiącach każdy zauważył, że jestem gotowy na zmiany tak samo, jak na
wszelkiego rodzaju nowinki.
Czy ciekawie było obserwować ten proces wewnątrz drużyny i klubu?
Najciekawsze było, jak wszyscy
zauważyli, że mi chodzi tylko o klub, o rozwój drużyny, o sukces. Dlatego tez
mam zaszczyt bycia trenerem Bayernu. Każdego dnia żyje tym w pełni. Po
drużynie, po ludziach wokół mnie i po sztabie szkoleniowym wymagam tego samego
– abym mógł podejść do piłkarza i powiedzieć – zobacz, to wszystko uczyniliśmy
dla Ciebie, czas abyś i ty dodał gazu.
W jakim stopniu, szczególnie w fazie początkowej, Uli Hoeneß był dla
Pana doradcą?
Był nim prawie codziennie. Myślę,
że Uli ma dobrego nosa i wie, czy jest chemia pomiędzy drużyna i trenerem. Myślę,
że właśnie dlatego był tak dobrze nastawiony, wiedział, że nie jestem uparty i
że jestem otwarty na wszystko i mogę dostosować się do każdej sytuacji. Wiele z
nim rozmawiałem, to świetny partner do rozmów, a dla klubu prawdziwy skarb.
Jako piłkarz wygrał Pan praktycznie wszystko co się dało. Gdzie
umieściłby Pan swój pierwszy tytuł w roli trenera?
To byłoby czymś wspaniałym, gdyby
nasza praca nagrodzona została sukcesem. Na to pracujemy, jestem w sumie
pewien, że cos zdobędziemy. Ważne jest, aby piłkarze się rozwijali. To było
pieknym potwierdzeniem pracy w reprezentacji, gdy po turnieju piłkarze
przychodzili i mówili: kurde, przez te dwa lata naprawdę się rozwinąłem.
Czy sukces tego sezonu zależy od zdobytych tytułów?
Bayern jest przecież klubem
przyzwyczajonym do sukcesów. Zdobywanie
tytułów jest niezmiernie ważne, również w ukierunkowaniu piłkarzy. Jestem
pewien: jeśli do tej klasy piłkarzy, dojdzie jeszcze ktoś kto się rozwinie,
wtedy bez problemy zdobędziemy mistrzostwo. Jestem tez strasznie ciekaw, co
pokaże Liga Mistrzów oraz Puchar DFB. W każdym bądź razie mam chrapkę na tytuły
w tym sezonie.
Jeśli mowa o rozwoju piłkarzy, to z postępów Philippa Lahma i Bastiana
Schweinsteigera musi być Pan zadowolony.
Od Bastiana wymagałem, aby
pokazał większa stabilizację formy, żeby nie miał już takich wzlotów i upadków.
Udało się, w szczególności na początku sezonu. To, co pokazał Philipp jest
wręcz niewiarygodne, to jest klasa światowa. Dla mnie jest on najlepszym lewym
obrońca Europy. To, że ci dwaj młodzi mężczyźni są u nas na dłużej jest czymś
wspaniałym, oni są naszymi filarami. Są to piłkarze z naszej młodzieżówki i
okolic Monachium. Identyfikacja fanów z nimi jest bardzo wysoka. Obaj odczuli,
że najwyższy czas na przejęcie kontroli i postawienie kolejnego kroku.
Awansowali w hierarchii zespołu, ich zdanie się liczy. Nie boja się poruszyć
wszelkie tematy w drużynie. Mam zamiar ich jeszcze wspierać, aby mogli jeszcze
bardziej wrosnąć w role liderów.
Co powie Pan na temat Lukasa Podolskiego? Go tez znał Pan z
reprezentacji, zawsze go Pan wspierał i promował.
To boli wewnętrznie, gdy widzi
się, gdy taki talent nie rozwija się, a stoi w miejscu, ponieważ nie potrafi
poradzić sobie z tym, że dwóch piłkarzy jest przed nim. Miałem nadzieję, że tę
złość będzie trzymał w sobie, po czym wyrzuci ja z siebie podczas meczu mówiąc:
teraz wam pokażę. FC Bayern to w końcu klub, w którym pewne jest – albo, albo.
Piłkarze albo w tej sytuacji ustanie i powie: kiedyś przebije się do drużyny, tak
jak np. Tim Borowski, Hamit Altintopa, Daniel van
Buyten czy Andreas Ottl.
Albo?
Albo lepiej, jeśli zmieni się
otoczenie. Myślę, że nie jest typem piłkarza, który podejmie walkę z piłkarzami
którzy są przed nim. On potrzebuje otoczenia, które okaże mu cierpliwość i
zapewni pewne miejsce. Z drugiej strony mogę go zrozumieć. Mogę przenieść się w
jego sytuację.
Czy są dni, podczas których wyjazd na Säbener Straße sprawia Panu większa
radość, czy tez miejszą.
Ogólnie pójście do pracy sprawia
mi frajdę. Myślę jednak, że jestem taki sam jak każdy i miewam czasem gorszy
nastrój do pracy. Najgorzej było we wrześniu i październiku, gdy miałem
problemy z kręgosłupem – wyskoczył mi dysk. Miałem potworne bóle, które mnie wyczerpały.
Gdy one minęły, to momentalnie odczułem przypływ energii.
Czy przy tym nawale pracy pozostaje w ogóle czas na zwiedzanie pięknego
miasta Monachium i okolic?
Przecież byłem tu już 2 lata jako
piłkarz, jednak ani razu nie miałem okazji na wypad w góry, czy nad jezioro.
Wtedy cały czas byłem w trasie, jak nie z Bayernem, to z reprezentacją. Teraz mogę
robić więcej, myślę, że przez te pół roku zobaczyłem więcej, niż przez
poprzednie 2 lata. Jako rodzina czujemy się tu naprawdę dobrze.
Czy cała rodzina może wyobrazić sobie dłuższy pobyt w Monachium?
Tak, wszyscy. Jeśli wszystko
potoczy się dobrze, to jak najbardziej mogę sobie wyobrazić długotrwała prace w
Monachium.
Źródło: fcbayern.de
Komentarze