„Basen pełen rekinów” – tak na "do widzenia" Mehmet Scholl nazwał stosunki w szatni Bayernu. W tym punkcie przyznam mu całkowitą rację! Odczuliśmy to na własnej skórze, gdy w 1992 obaj przechodziliśmy do Bayernu. On, jako młoda gwiazda. Ja, powracający Mistrz Świata. W hierarchii drużyny byliśmy po prostu tymi nowymi. Tak sprawa ma się po dziś dzień.
W Bayernie nie liczy się ani suma odstępnego za jaką przyszedłeś, ani twoja renoma. Ten, kto chce zostać szefem, obok solidnej postawy na boisku musi wykazać się odpowiednia prezencją i charakterem. Rzucając okiem na nowe nabytki Bayernu muszę przyznać: tych walorów nie ma nikt! Bayern bez wątpienia ma nowe gwiazdy, jednak pośród nich nie ma przywódcy.
Przywódcy brakuje przede wszystkim w ataku. Luca Toni jest napastnikiem, za którego przemawiają bramki, jednak nie słowa. To pokazały choćby Mistrzostwa Świata. W późniejszym triumfatorze był on jednym z wielu. Szefem nie może być również Miroslav Klose – on nim nawet nie chce zostać. A Roy Makaay? Holender ten, w poprzednim sezonie wraz ze swoim rodakiem van Bommelem stanął na szczycie hierarchii drużynowej. W przyszłym sezonie nie będzie on odgrywał roli ani w owej hierarchii, ani na boisku.
Jeśli mowa o Tonim, to jesteśmy i przy problemie Franka Riberyego. W przeciwieństwie do swojego kolegi nie może on się wykazać nawet wielkimi tytułami, które aby w Bayernie zdobyć szacunek są niezbędne. Zdobyty z Galatasaray Puchar w 2005 roku w ogóle tu się nie liczy.
Sosa, Schlaudraff, Altintop – oni niech się cieszą, jeśli nadarzy im się choć mała szansa gry. Ze Roberto z całą pewnością będzie grał. To, że nie jest on liderem pokazywał wcześniej w podczas pierwszego okresu gry w Bayernie. Jansena również mogę zaliczyć do tej listy. W obecnej chwili. Jednak u młodego reprezentanta Niemiec widzę potencjał i zacięcie, aby w hierarchii klubu w najbliższym czasie przebić się do przodu. Jednak jako 21 latek musi on jeszcze trochę poczekać.
W takim bądź razie Bayernowi pozostaje jedno: starzy wyjadacze muszą po raz kolejny pociągnąć ten wózek. Oliver Kahn był i będzie niekwestionowanym szefem. Nawet Rummenigge skrytykował ostatnio jego dziwną prezencją: respekt wobec Kahna odczuwa każdy w zespole. Od zeszłego roku kapitan ma partnera z którym może się porozumieć w centrum pola – Marka van Bommela, który w hierarchii zespołu jest zaraz obok Tytana. Dzięki swojej agresywnej i nieprzyjemnej grze może on nadać kształt meczowi. Dodatkowo w Bayernie zajmuje on miejsce, które gwarantuje mu możliwość zarządzania rytmem gry.
Van Bommel zdaje sobie dodatkowo sprawę, że za plecami ma kolejnych dwóch liderów – Lucio i Sagnola, dwóch graczy tak różnych, jak to tylko możliwe. Brazylijczyk jest pracusiem, jakim kiedyś był Paul Breitner. Jego rajdy na bramkę mogę rozruszać najbardziej ostały mecz. Sagnol z kolei jest bardziej jak van Bommela. Jeśli nie idzie zbyt dobrze, to on potrafi zamienić się w czarny charakter. Zarówno dla przeciwnika jak i kolegów z drużyny. Nowi gracze Bayernu będą błyszczeć grą, ton grze nadawać będą jednak inni.
Źródło: sportbild.de
Komentarze