Grupowy mecz FC Bayernu z SSC Napoli to prawdziwy rollercaster. Najpierw do góry, a później ostro w dół. Niewiele zabrakło, żeby wszystko zakończyło się bolesnym upadkiem. Kibice mogli obejrzeć dwa oblicza drużyny prowadzonej przez Juppa Heynckesa.
Wszystko zaczęło się zgodnie z planem - pierwsza połowa była zdecydowanie pod dyktando zawodników z Monachium. Dominacja w statystyce posiadnia piłki i hattrick Mario Gomeza. W prawdzie jeszcze przed zejściem do szatni gościom udało się zdobyć bramkę, to jednak trafienie Federico Fernandeza można wytłumaczyć chwilowym rozkojarzeniem i pechem. Raczej trudno powiedzieć, żeby te wydarzenia były zwiastunem wielkich emocji w drugiej części spotkania. Mecz miał wyglądać tak, jak znaczna większość potyczek FCBM w tym sezonie.
Nie istnieje drużyna, która nie ma słabych punktów - słabe punkty ma tak samo LKS Nieciecza, jak i FC Barcelona, a także mocny w tym sezonie Bayern. Jednak pomimo straconej bramki i zmęczenia, Bawarczycy wciąż stawiali opór drużynie SSC Napoli, wyprowadzali groźne ataki i podejmowali walkę w środku pola.
W 52. minucie mogliśmy oglądać kluczowy moment tego widowiska. I wcale nie była to bramka, ani czerwona kartka, ale kontuzja Bastiana Schweinsteigera. Reprezentant Niemiec z wymalowanym na twarzy bólem opuszczał boisko na noszach, kiedy Anatoliy Tymoszczuk zaciskał taśmy na kostkach przy linii bocznej. Choć Ukrainiec jest zawodnikiem dobrym, podobnie jak jego partner ze środka Luiz Gustavo, to nagle z FC Bayernu zeszło powietrze. Pozbawiona swojego rozgrywającego i przywódcy drużyna zaczęła zachowywać się jak dzieci we mgle. Okazuje się, że mając w środku dwóch nieprzeciętnych w odbiorze zawodników, obrona zaczyna grać chaotycznie.
W 70. minucie czerwoną kartkę ujrzał gracz Napoli Camilo Zuniga. Wydawało się, że Włosi stracą impet i już nic nie zagrozi w tym meczu Bayernowi. Nic z tych rzeczy! Goście nie składali broni, a różnica jednego zawodnika była niezauważalna. Siedem minut później szanse wyrównały się, kiedy z boiska wyleciał Holger Badstuber. Na zmianę rezultatu nie czekaliśmy długo. Zaledwie kilka minut po tym incydencie, padła kontaktowa bramka dla gości. Tej już nie można zrzucać na pecha - podopieczni Waltera Mazzarriego pracowali na nią dobre pół godziny.
Z wywiadu Thomasa Strunza dla goal.com, mogliśmy się dowiedzieć, że na szczycie hierarchii zawodników FC Bayernu stoi Schweini, ale najważniejszą postacią dla drużyny jest Mario Gomez. O ile krytykowanie Gomeza jest dosyć popularne w kręgach kolekcjonerów kolorowych gazet z plakatami piłkarzy, z racji jego wyjątkowo pokracznego dryblingu, odstającego od boskich zwodów Leo Messiego i Cristiano Ronaldo, to trudno jest polemizować ze statystykami. A te zdecydowania powalają. Choć Gomez jest zdecydowanie klasowym napastnikiem i najlepszym strzelcem zespołu, a takich legend jak Thomas Strunz nie wypada poprawiać, to jednak nie da się trzymać języka za zębami - Mylisz się Strunz!
Schweini to głowa i serce tego zespołu, Bawarczyk z krwi i kości. Jestem daleki od stwierdzenia, że Nils Petersen, czy Ivica Olić strzeliliby tyle samo bramek co Mario, ale nieobecność Bastiana jest dla Bayernu dwukrotnie bardziej bolesna. Nie chodzi tu tylko o rozgrywanie, ale też o temperament. Wczoraj widzieliśmy, jak słabo radzą sobie Gustavo i Tymo nie mając obok siebie Bastiana. Rolę rozgrywającego zaczął przejmować Toni Kroos, z każdą minutą cofając się bliżej swojego pola karnego. Także w dyskusjach z arbitrem starał się wyręczać nieobecnego kolegę. Mimo podobnej postury, stylu gry i wszystkich starań, nawet przez chwilę nie dało się zapomnieć o braku tego prawdziwego Schweinsteigera.
Co więcej, od chwili zejścia wicekapitana FCBM, boleśnie można było zauważyć nie tylko słabość w środku pola, ale też impotencję na prawej flance, gdzie piłkę podawać powinien Tymo. Jerome Boateng przestał podłączać się do akcji, a Thomas Muller był niezauważalny. Pochwalić trzeba natomiast Francka Riberego. Francuz swoje zmęczenie zaczął zakrywać wielkimi ambicjami, a podczas walki z nim, Zuniga dostał dwie żółte kartki. Luiz Gustavo i Tymo wyglądają na boisku całkiem nieźle, dopóki Schweinsteiger nadrabia za nich umiejętnościami inicjowania akcji i konstruowania ataków.
Krytyka przychodzi łatwo, ale trzeba znaleźć rozwiązanie. Transferowe gdybanie można odłożyć na bok, bo potrzebne jest natychmiastowe rozwiązanie. Jeżeli wiadomo już, że ukraińsko-brazylijski środek kuleje, to trzeba rozejrzeć się za nowymi rozwiązaniami. Jedną z opcji jest cofnięcie Toniego Kroosa, co praktykowali już Louis van Gaal i Jogi Löw. Wtedy zrobiłoby się miejsca dla Ivicy Olića, Davida Alaby lub Takashiego Usamiego. Kolejny pomysł to postawienie na Danijela Pranjića, który ma dużo do udowodnienia i będzie mocno zmotywowany. Można postawić sobie pytanie, co zrobiłaby Imprezowa Bestia? W złości kibice łatwo zapomnieli, że Holender miał na swoim koncie nie jeden błyskotliwy manewr. Może to jest ten moment, żeby dać szansę wychowankom? O ile na Emre Cana jest jeszcze z pewnością za wcześnie, to strzałem w dziesiątkę może okazać się danie szansy Nicolasowi Jüllichowi.
Czas na wnioski: bez Schweinsteigera nie ma Tymoszczuka, nie ma Gustavo, nie ma Kroosa, nie ma Gomeza, nie ma drużyny - Bayern to Bastian, a Bastian to Bayern. Właśnie ekipa Heynckesa stanęła przed pierwszą poważniejszą próbą.
Komentarze