"Miałem sen..." - to zdanie z pewnością zna każdy z nas. Też mogłabym tak powiedzieć. Miałam piekny sen, o Bayernie, który bez litości rozprawia się z przeciwnikami, gole padają co kilka - kilkanaście minut, a fani radośnie skandują nazwiska piłkarzy, swoich bohaterów. Jednak jak powiedziałam - to tylko sen. Niestety wybudziła mnie rzeczywistość.
Mistrzostwo Niemiec - te słowa zdają się być nie tyle dla piłkarzy, jak również kibiców, coraz bardziej odległe. Kolejne sny kibiców o triumfie Bawarczyków zdają się znikać niczym bańki mydlane. No bo czy ostatnie wyniki Bayernu nie powodują gwałtownego sprowadzenia na ziemię? Według mnie uderzenie jest boleśniejsze niż wybuch bomby atomowej.
Pierwszą rundę sezonu można skwitować krótko - nienajgorsza gra i nienajgorsze wyniki, choć jak na Bayern, to mogło być wiele lepiej. 12 zwycięstw (w tym piękne zwycięstwo nad SV Hamburg 5-0 czy mecz z SC Freiburg wygrany 7-0), 1 remis i 4 porażki. Szału nie ma, jednak da się przeżyć. W sercach kibiców płonęła nadzieja, że wraz z początkiem kolejnej rundy Bawarczycy obudzą się niczym niedźwiedzie z zimowego snu.
Szybko jednak nastąpiło zderzenie z przykrą prawdą. Początek rundy wiosennej większość kibiców określa zgodnie - "dno i sto metrów mułu". Patrząc na wyniki, postawę zawodników i miejsce w tabeli, śmiało mogę stwierdzić, że trzeba będzie trochę zaczekać, aż Gwiazda Południa z owego mułu się wygrzebie.
Sygnałem, że coś jest nie tak powinien być już pierwszy mecz przeciwko Borussi Moenchengladbach przegrany wynikiem 3-1. To był szok nie tyle dla otoczenia Bayernu, ale i dla całych Niemiec i jak mniemam - sporej części Europy.
Kolejne spotkania również przyprawiają o dreszcze. Mecz z Wolfsburgiem (2-0 dla FCB) mógł dawać szczątkowe nadzieje, jednak późniejszy remis z SV Hamburg szybko zburzył wszystko, gdyż przed spotkaniem kibice oczekiwali powtórzenia wyniku z pierwszej rundy. Liche zwycięstwo nad ostatnim w tabeli 1. FC Kaiserslautern pozostawiło niedosyt, a zażenowanie pogłębił remis z SC Freiburg bijącym się o utrzymanie. Nadzieje lekko ożywiło zwycięstwo z Schalke 04 Gelsenkirchen, jednak nad Allianz Arena od dłuższego czasu słychać było głosy niezadowolenia, który głośno artykułował, że dzieje się coś naprawdę złego.
Jeśli ktoś powie, że ów głos nie miał racji, to powinien ugryźć się w język. Potwierdzenie przyniosła nam 24. kolejka Bundesligi i kolejna porażka Bawarczyków, tym razem z Bayerem Leverkusen.
W czym leży problem? Zapewne w tym, że z 30 okazji, genialna pozornie ofensywa Bayernu nie jest w stanie wykorzystać nic. Boli tym bardziej fakt, że właśnie kilka takich sytuacji mogło zaważyć o losach meczu. Drugim problemem może być środek pola, którego....tak naprawdę nie ma. Widać już samo noszenie koszulki tak wielkiej marki jaką jest Bayern, stało się dla Gustavo i spółki zbyt wielkim ciężarem, że musieli zrezygnować z jakiejkolwiek aktyności na boisku. Nie chcę nikogo osądzać, ale piłkarze FCB, o ile piłkarzami jeszcze nazwać ich można, już z góry założyli chyba, że sezon nie będzie ich, jednak należy zachować pozory walki.
Oczywiście mam nadzieję, że moje przypuszczenie jest błędne. Pokażą to najbliższe kolejki. Albo Bayern pokaże swoją potęgę i uderzy z siłą do jakieś przezwyczajał nas przez lata, albo kibicom pozostanie zapaść w długi sen i w oczekiwaniu na powrót formy śnić sen o Bayernie, który nie ma sobie równych....
Autor: Meisterclif
Komentarze