Któż z nas, kibiców Bayernu z Polski, nie marzy o wizycie na stadionie Allianz Arena? Zapraszam do przeczytania moich wspomnień z takiego właśnie przedsięwzięcia.
Postanowiłem napisać te krótkie wspomnienia z wyjazdu na mecz Bayernu z trzech powodów.
Przede wszystkim, sam chciałem je uwiecznić a jednocześnie przeżyć ten wyjątkowy czas
jeszcze raz. Poza tym, wzorem do tego typu artykułu była dla mnie strona Polskich fanów
Newcastle United i tu dochodzimy do trzeciego powodu – zrobić coś dla innych. Sam po
organizacji takiego wyjazdu wiem, ile z tym jest zachodu, tak więc chętnie podzielę się z Wami
wspomnieniami, abyście mogli sami przeżyć namiastkę tak doniosłego wydarzenia w życiu
każdego fana FC Bayernu. Mam nadzieję, że spodoba się Wam to, co z moich wspomnień
przeniosę na papier.
Całe przedsięwzięcie zaczęło się od ustalenia terminu meczu. Ferie zimowe zaczęły się 12
lutego, więc spotkanie w ramach Ligi Mistrzów z Fiorentiną 17.02 było jak najbardziej brane pod
uwagę. Ok. 2 tygodni przed meczem udało mi się namierzyć na eBayu 2 bilety w przystępnej
cenie. Po szybkich kalkulacjach kupiłem wejściówki. Problemem był transport biletów, ponieważ
aukcja zakończyła się w czwartek (mecz był w środę), a paczka musiała przyjść aż z Niemiec. Po
wymianie kilkunastu maili ze sprzedawcą udało nam się wszystko zapiąć na ostatni guzik i po
niemałym stresie, bilety były u mnie w domu we wtorek rano, czyli w ostatniej chwili. Szybkie
pakowanko i w środę o 6 rano pędziliśmy A4 w stronę Zgorzelca (jechaliśmy z Górnego Śląska).
Po szybkiej drodze i tankowaniu na granicy a także natrętnej straży granicznej udało nam się
wjechać do Reichu. Drogi budowane jeszcze za czasów wujka Adolfa były o niebo lepsze niż te
nasze, ale nie od razu Rzym zbudowano. Po kilku godzinach jazdy i krótkich postojach ok.
godziny 17 meldujemy się w hoteliku ok. 20 km przed Monachium. Tam recepcja zdziera z nas
40 ojro i po chwili jesteśmy w pokoju. Szybkie odświeżenie po długiej podróży, chwila
odpoczynku i o 18:30 pędzimy już autostradą prosto do Monachium. Pierwsze emocje pojawiły
się wraz z dojechaniem do miejsca, skąd widać lśniącą czerwienią Allianz Arenę.
Efekt, nawet dla osoby nie zainteresowanej sportowym widowiskiem, jest piorunujący, zwłaszcza,
kiedy stadion jest podświetlony a na zewnątrz panuje mrok. Wjeżdżamy na wielopoziomowy
parking dla kibiców, przygotowany na grubo ponad 20 000 samochodów. Udaje nam się znaleźć
przyzwoite miejsce i ok. 19:15 ruszamy na zwiedzanie stadionu. Mimo tego, że do meczu
pozostaje 1,5 godziny, pod Areną jest już mnóstwo kibiców. I tu pierwsze zaskoczenie. Co
naturalne, najwięcej jest kibiców w barwach Rot-Weiss, ale przewijają się też między nimi kibice
Fiorentiny. Bez żadnego skrępowania! Robią sobie wspólne zdjęcia, wymieniają się barwami. U
nas na stadionach piłkarskich sytuacja nie do pomyślenia. Prędzej dla fanów Małysza i siatkówki,
hehe. Jarmark pod stadionem ograniczony do kilku samochodów ciężarowych w których można
kupić przeróżne pamiątki, od tradycyjnych szali czy koszulek, nawet po podkładki pod mysz
komputerową czy… żelki z logiem Bayernu! Po zwiedzeniu obrębu stadionu, przez elektroniczne
bramofurty dostajemy się na teren areny i tu kolejne, tym razem na pewno miłe zaskoczenie –
ochrona. Miła pani, z uśmiechem na twarzy pyta, czy nie mam nic niebezpiecznego w plecaku,
nie każe rozbierać się do naga, ani nie pyta z czym mam kanapki, czego można doświadczyć na
niemal każdym Polskim stadionie. Wejście po raz pierwszy na jakikolwiek stadion pozostaje dla
każdego kibica niezapomnianym wydarzeniem, nie inaczej jest w przypadku Allianz Areny.
Zaraz po wejściu na stadion „odpływamy” na chwilę, ciesząc oczy tym wspaniałym obiektem.
Z racji wielkości obiektu, ale także być może z akustyki oraz sporej części trybun
znajdujących się pod dachem, będąc na stadionie odnosi się wrażenie jakby się było na hali
sportowej, a nie na otwartym stadionie piłkarskim. Może to tylko moje odczucie, spowodowane
tym, że siedziałem dość wysoko. Wracając do wycieczki, przez chwilę kręcimy się na terenie
stadionu, aby wreszcie dotrzeć do Megastore – wielkiego sklepu w którym można dostać
dosłownie wszystko czego tylko dusza zapragnie z oznaczeniem FC Bayernu! Akcesoria
najmłodszych (puzzle, różne rozmiary Bari’ego), a także szale z wizerunkami i nazwiskami
wszystkich piłkarzy obecnie grających w Bayernie (ciekawostka, każdy taki szal kosztował 12,5
euro, natomiast szale z wizerunkiem Luci Toniego, będącego w owym czasie na wypożyczeniu w
AS Roma, kosztował „jedyne” 7,5 euro). Ktoś, posiadający sporo gotówki może w
krótkim czasie obłowić się tam niemiłosiernie. Warto tutaj dodać, że aby cokolwiek kupić na
terenie stadionu, trzeba posiadać specjalną kartę, którą doładować można w różnych punktach
rozsianych na terenie Allianz Arena, i płacimy tylko tą kartą. Ciekawą atrakcją jest też
możliwość zrobienia sobie zdjęcia z paterą mistrzowską oraz pucharem za DFB Pokal. Koszt
takiej „imprezy” to 5 euro. Po drodze w toaletach i na obecnych na całym stadionie
planach Areny, wzrok przykuwa całe mnóstwo vlepek, głównie ekip, które grały kiedyś z FCB w
Lidze Mistrzów/Pucharze UEFA, ale znajdą się tam też naklejki polskich klubów. Wraz z
przyjściem godziny 20:15 lądujemy na swoim sektorze i nie ruszamy się stamtąd aż do końca,
oglądając przedmeczową rozgrzewkę. To, co mówi się o emocjach, jakie panują na stadionie, w
piłkarzach i kibicach, podczas odgrywania hymnu Ligi Mistrzów, jest prawdziwe co do joty.
Włosy stają dęba!
Zaraz po rozpoczęciu meczu swój doping rozpoczyna „młyn” Bayernu,
a co jakiś czas swą obecność głośnym śpiewem zaznacza ok. 3 tysięczna grupa kibiców gości.
Niestety, poziom dopingu jak na taki stadion i taką ilość kibiców jest na średnim poziomie.
Kibice Bayernu są słyszalni tylko dzięki temu, że Fiorentina raczej zajmuje się oglądaniem
meczu niż wspomaganiem swojej jedenastki. Nasunęła mi się podczas tego pobytu taka myśl, że
gdyby przyszło kiedyś z Bayernem grać w pucharach jakiejś Polskiej ekipie, która szczelnie
wypełniłaby sektor gości, to mogliby oni swoim dopingiem dosłownie zmiażdżyć rywala, co nie
byłoby jakimś wybitnym kibicowskim osiągnięciem. Mecz przebiega raczej pod dyktando
Bayernu, pod koniec I połowy z karnego bramkę strzela Arjen Robben. Sam mecz jest dość
emocjonujący i ostatecznie naszym piłkarzom udaje się wygrać 2:1, po kontrowersyjnym golu
Miro Klose w ostatnich minutach. Po meczu piłkarze dziękują publiczności i chowają się w
podziemnych szatniach AA aby świętować zwycięstwo. Wyjście ze stadionu następuje
błyskawicznie i bezproblemowo, śmiem twierdzić, że po 15 minutach nie pozostał na trybunach
nikt, kto by nie chciał zrobić sobie dodatkowej fotki. Wyjazd z parkingu to już trochę inna bajka,
bo trwa on przeszło godzinę i tu niemiła niespodzianka, ponieważ kiedy wjeżdżaliśmy na
parking, „przemiły” pan, który zajmował się organizacją ruchu na tymże parkingu, powiedział
nam, że jest on darmowy. Niestety, przy wyjeździe okazało się, że koszt parkingu to 10 euro. Ten
niemiły zgrzyt raczej nie zepsuł miłego wrażenia jakie pozostawił po sobie ten wyjazd, który
kończy się dzień później ok. 17 na Górnym Śląsku. Podsumowując, wycieczka na stadion i mecz
Bayernu to oczywiście dla każdego fana pozycja obowiązkowa. Nie jest to oczywiście łatwa w
organizacji i tania eskapada, ale naprawdę warto.
Komentarze