DieRoten.pl
REKLAMA

REKLAMA

Van Gaal protoplastą sukcesów Super Bayernu?

fot.

W tym sezonie Bayern Monachium osiągnął wszystko, co było do osiągnięcia. Zespół prowadzony przez Juppa Heynckesa już na początku nowych rozgrywek zdobył Superpuchar Niemiec. W pierwszych dniach kwietnia świętował najszybsze w historii Bundesligi mistrzostwo kraju. Dodatkowo, 25 maja na Wembley, Gwiazda Południa wygrała Ligę Mistrzów, pokonując w finale Borussię Dortmund.

REKLAMA

Piłkarzy ze stolicy Bawarii czeka jednak jeszcze jedno ważne spotkanie. W sobotni wieczór, 1 czerwca 2013 roku, Bawarczycy zmierzą się w finale Pucharu Niemiec z drużyną VfB Stuttgart. Jeśli zwyciężą na stadionie olimpijskim w Berlinie, to po raz pierwszy w 113-letniej historii zdobędą potrójną koronę – triplet.
Ogromny wkład w wielki sukces niemieckiego giganta ma niewątpliwie manager Die RotenJupp Heynckes. To dzięki niemu oraz szerokiej kadrze, Bayern mógł zdominować w tym sezonie zarówno rozgrywki krajowe, jak i europejskie. Jednak czy ten sukces, to jedynie zasługa obecnego trenera, nowego dyrektora sportowego – Matthiasa Sammera, oraz świetnych transferów poprzedniego lata? Wydaje się, że nie…

Odpowiedzią na to pytanie może być Louis Van Gaal.
Jako profesjonalny zawodnik grał w takich drużynach jak Sparta Rotterdam czy AZ Alkmaar. Jednak w trakcie swojej piłkarskiej kariery nie zdobył żadnych cennych trofeów.
Holender zawiesił buty na kołku, jednak jego przygoda z futbolem paradoksalnie dopiero się zaczęła. Swoją pracę w roli szkoleniowca rozpoczął w rodzinnym mieście, w którym prowadził młodzieżowy team Ajaksu Amsterdam. Po trzech latach trenowania zespołów juniorskich, został asystentem Leo Beenhackkera w pierwszej drużynie. Już dwa lata później, w 1991 roku objął stanowisko pierwszego trenera stołecznego Ajaksu. Tam, w ciągu sześciu lat odkrył takie piłkarskie diamenty jak Edwin Van der Saar, Edgar Davids, Clarence Seedorf czy Patrick Kluivert. Ten 40-letni wówczas manager wraz z młodym, utalentowanym zespołem, grającym w tamtych czasach jedną z najbardziej ofensywnych piłek w Europie, wygrał Puchar UEFA. W następnych latach do swoich sukcesów dorzucił również zwycięstwo w Pucharze Mistrzów, a także triumf w Superpucharze Europy. Po tych sukcesach Van Gaal’em zainteresowała się sama FC Barcelona.
Tam, mimo dwukrotnego mistrzostwa Hiszpanii, nie zdobył zaufania zarządu, a także kibiców. Po trzech latach spędzonych na Camp Nou został zwolniony. Przyczyną odejścia były słabe wyniki w Champions League.

Holender jednak nie musiał długo czekać na kolejne propozycje. Otrzymał ofertę objęcia reprezentacji narodowej, z której oczywiście skorzystał. Mimo obiecującego, złotego pokolenia młodych holenderskich piłkarzy, nie zdołał zakwalifikować się wraz z drużyną do MŚ 2002 w Korei i Japonii. Tak wielkie rozczarowanie oznaczało dla byłego szkoleniowca Blaugrany koniec przygody z reprezentacją. Niespodziewanie szybko wrócił do Katalonii, gdzie po nieudanych sześciu miesiącach, został powtórnie zwolniony z posady trenera.

Po kolejnym niepowodzeniu w Hiszpanii postanowił na kilka lat odpocząć od ławki trenerskiej. W tym czasie piastował posadę dyrektora Ajaksu Amsterdam. Po trzech latach przerwy, powrócił do pracy jako manager AZ Alkmaar. W ciągu następnych czterech sezonów z przeciętnej drużyny, potrafił stworzyć zespół z aspiracjami na mistrzostwo kraju. I tak też się stało. Po 28 latach oczekiwań, zespół prowadzony pod jego wodzą, zdobył ponownie mistrzostwo Holandii.

REKLAMA

To znaczne osiągnięcie Louisa i jego podopiecznych zauważył sam Bayern Monachium.
1 lipca 2009 roku, szkoleniowiec urodzony w Amsterdamie podpisał umowę z rekordowym mistrzem Niemiec. Jeszcze podczas letniego okna transferowego do drużyny ze stolicy Bawarii dołączył kolejny jego rodak – Arjen Robben.
          Początki pracy holenderskiego managera w klubie nie należały do łatwych. Na trenerze oraz całym zespole ciążyła presja. Było to związane z poprzednim sezonem, w którym to Die Roten prowadzeni przez Jurgena Klinsmanna, a później zastępczo przez Don Juppa stracili tytuł mistrza Niemiec na rzecz rewelacji rozgrywek - VfL Wolfsburg. Przygoda Van Gaala z niemieckim gigantem mogła zakończyć się niespodziewanie szybko, bo już po półrocznej współpracy. Bayern dobrze spisywał się w Bundeslidze, jednak gra w Lidze Mistrzów pozostawiała sporo do życzenia. Po pięciu meczach w fazie grupowej, Gwiazda Południa miała zaledwie siedem punktów, a szkoleniowiec „nóż na gardle”. Bawarczycy, aby awansować do kolejnej fazy rozgrywek musieli pokonać na wyjeździe, „piekielnie” mocny Juventus Turyn. Ku szczęściu trenera, całego zespołu oraz tysiący kibiców, ta sztuka się udała. Monachijczycy wygrali 4:1 i przeszli dalej.
          Na początku 2010 roku, pragmatyczny manager odsunął od składu napastnika – Lucę Toniego, a Bastiana Schweinsteigera przeklasyfikował z pozycji skrzydłowego na defensywnego pomocnika. Bardzo ważną decyzją byłego selekcjonera reprezentacji Holandii była zmiana taktyki. Filozofia ta zakładała jednego napastnika, dwóch skrzydłowych oraz dwóch defensywnych pomocników. I ta myśl taktyczna obowiązuje po dzień dzisiejszy w Bayernie. Holender znany także z tego, że jest świetnym łowcą talentów, nie musiał długo szukać następcy Włocha. Znalazł kilku bardzo wartościowych i obiecujących młodzieńców. Z drugiej drużyny FC Bayernu, wyciągnął młodziutkiego wówczas Thomasa Mullera, Holgera Badstrubera, Davida Alabę, a także Diego Contento. Ta pierwsza trójka to prawdziwe gwiazdy dzisiejszego mistrza Niemiec. Nie trzeba było długo czekać, aby zobaczyć ich debiuty w pierwszej drużynie. Alaba rozegrał swój pierwszy mecz w Bundeslidze mając zaledwie 17 lat 8 miesięcy i 12 dni. 3 dni później wybiegł w wyjściowej „11” zaliczając swój pierwszy występ w Champions League. Thomas Muller oraz Holger Badstuber stali się podstawowymi zawodnikami Die Roten. W rundzie wiosennej zespół nabrał nie tylko świeżości, ale także wiary w swoje umiejętności. Gwiazda Południa zdobyła z początkiem maja mistrzostwo kraju, a także Puchar Niemiec. W Lidze Mistrzów z odrobiną szczęścia, a także z wielkim zapałem, zespół zdołał pokonać w dramatycznym dwumeczu drużynę Manchesteru United, a w półfinale Olimpique Lyon. W finale tych legendarnych rozgrywek FC Bayern prowadzony  zmierzył się z ówczesnym mistrzem Włoch – Interem Mediolan. Był to nie tylo pojedynek wielkich piłkarzy, ale także trenerów. Naprzeciw siebie stanął Louis Van Gaal i Jose Mourinho. Obaj panowie w przeszłości pracowali ze sobą w FC Barcelonie. W niej The Special One był asystentem Holendra.
         Mecz finałowy Champions League w 2010 roku na Santiago Bernabeu zakończył się zwycięstwem Interu, a Van Gaal zwany nauczycielem, musiał uznać wyższość swojego byłego ucznia - Mourinho. W letnim okienku transferowym zarząd Dumy Bawarii zdecydował się na niewielkie wzmocnienia jak np. Luiz Gustavo z Hoffenheim oraz powracający z wypożyczenia Toni Kroos. Z Monachium pożegnali się natomiast Luca Toni, kapitan Mark Van Bommel, Martin Demichelis oraz Michael Rensing. Brak wielkiej aktywności na rynku transferowym przełożył się na brak sukcesów w kolejnym sezonie. W lidze Bayern musiał uznać wyższość Borussi Dortmund, a także Bayeru Leverkusen. Ponownie wielką zmorą w rozgrywkach europejskich okazali się Nerazzurri, którzy wyeliminowali rekordowego mistrza Niemiec już w 1/8 finału. Puchar krajowych rozgrywek zakończył się na fazie półfinałowej, gdzie Bawarczycy odpadli, po meczu na własnym stadionie z Schalke 04. Jeszcze w trakcie rozczarowującego sezonu zarząd klubu zdecydował się zakończyć współpracę z doświadczonym Holendrem.

Louis Van Gaal był trenerem w Monachium niecałe dwa sezony. Mimo tak krótkiej przygody z niemieckim gigantem nie bał się zaryzykować. Co oznacza stwierdzenie: nie bał się zaryzykować? Już wyjaśniam. Postawił na nową filozofię gry, ale nie tylko. Odsunął od składu piłkarzy, którzy swoją postawą, nie zasługiwali na grę w podstawowym składzie. Nie wahał się również zaufać młodym talentom, które w ostatnich dwóch sezonach stały się kluczowymi postaciami drużyny. Zatem, czy Van Gaala można uznać za protoplastę dzisiejszych sukcesów wielkiego Bayernu? Tak. Jednak każdy ma prawo do własnego zdania. Ja jednak uważam, że bez buntowniczego Holendra, piłkarze mieliby utrudnione zadanie, aby po wzniesieniu Pucharu Europy móc zaśpiewać dość popularną ostatnio przyśpiewkę: Super Bayern ! Super Bayern ! Hey ! Hey!

 

REKLAMA
Źródło:
kosteusz13

Komentarze

REKLAMA
Trwa wczytywanie komentarzy...