Kolejny wywiad z Markiem van Bommelem, tym razem przeprowadzony dla dziennika Bild. Holender wypowiada się w nim na tematy związane z piłką, ale mówi też o swoich idolach z dzieciństwa, zdradza dlaczego tak dobrze mówi po niemiecku i dementuje, jakoby miał... zeza w lewym oku.
BILD: - Panie van Bommel, Stefan Effenberg powiedział wczoraj na łamach Bildu, że rezerwowy w Barcelonie nie może zostać liderem w Bayernie. Czy ma rację?
Van Bommel: - Effenberg był bardzo dobrym piłkarzem. Nie ma problemu, może mieć swoje zdanie.
BILD: - Pański ostatni mecz na niemieckich stadion był rozgrywany w Norymberdze podczas Mistrzostw Świata, kiedy Holandia po ciężkiej bitwie przegrała 0:1 z Portugalią. Pan jako pierwszy wyleciał wtedy z boiska za czerwoną kartkę...
Van Bommel: - Tak, to był komiczny mecz z czterema czerwonymi kartkami. Jednak zbieranie kartek nie jest dla mnie typowe. W 24 meczach w Barcelonie dostałem tylko dwie żółte kartki.
BILD: - Czy denerwują Pana porównania z Michaelem Ballackiem? Są Panowie w tym samym wieku, obaj gracie w pomocy i na dodatek każdy z Was ma trójkę dzieci...
Van Bommel: - Tak, u nas piłkarzy z dziećmi idzie bardzo szybko (śmiech). Nie, takie porównania mnie nie denerwują. Mam na boisku inne predyspozycje niż Ballack, jestem wszechstronny. Ballack grał w Bayernie bardzo dobrze.
BILD: - Czy Pan może grać jeszcze lepiej niż on?
Van Bommel: - Mam taką nadzieję.
BILD: - Czy bałby się Pan o swoją dalszą karierę, gdyby pozostał Pan w Barcelonie?
Van Bommel: - Mógłbym tam pozostać. Świetne miasto, świetny klimat. Jednak po prostu chciałem znowu być ważny dla drużyny.
BILD: - Czy dla tego powodu zrezygnował Pan też z większych pieniędzy?
Van Bommel: - Na tym poziomie pensje są prawie identyczne.
BILD: - Co jest dla Pana ważniejsze - wygrać Mistrzostwo Europy 2008 z Holandią czy Ligę Mistrzów z Bayernem?
Van Bommel: - Trudno powiedzieć. Bayern mi płaci. Wygrać Ligę Mistrzów z drugim klubem po Barcelonie, to byłoby urocze.
BILD: - Więc rozdział pod tytułem reprezentacja narodowa jest dla Pana skończony?
Van Bommel: - Nie, chcę dalej grać dla Holandii. Jednak jeśli selekcjoner sądzi, że nie jestem mu konieczny, nie będę w stanie wiele zrobić. Ja i Roy Makaay zamierzamy utrudnić mu zadanie.
BILD: - Jak ważne będzie dla Pana wyprzedzenie w tabeli Borussi Dortmund, którą prowadzi pański teść, Bert van Marwijk?
Van Bommel: - Byłoby lepiej, gdyby tak się stało. W przeciwnym razie będę skazany na docinki z jego strony.
BILD: - Kiedy słyszy się z Pana strony tak perfekcyjny język niemiecki, nie wydaje się, że jest Pan z Holandii...
Van Bommel: - Wychowywałem się niedaleko holendersko-niemieckiej granicy, obok Aachen. Mówiono tam z niemieckim dialektem, mentalność ludzi była prawie niemiecka. W Holandii mówi się, że jestem niemieckim piłkarzem.
BILD: - To komplement dla Pana?
Van Bommel: - To na pewno lepsze niż, gdyby mówiono, że jestem słabym piłkarzem (śmiech).
BILD: - Kto był Pana idolem w dzieciństwie?
Van Bommel: - Miałem koszulki Josepa Guardioli i Romario. Nie były oryginalne, ale za to o wiele tańsze. Miałem też koszulkę reprezentacji Niemiec z nazwiskiem Karl-Heinza Rummenigge. Uważałem go za świetnego piłkarza, strzelał mnóstwo ważnych goli.
BILD: - Jeszcze ostatnie pytanie - na zdjęciach wydaje się, że ma Pan zeza w lewym oku...
Van Bommel: - Nie, to tak wygląda przez mój krzywy nos. Dobrze, że Pan o to zapytał, bo w przeciwnym razie dziennikarze pisaliby pewnie, że mam słaby wzrok i dlatego podania nie docierają na miejsce.
Źródło: bild.de
Komentarze