DieRoten.pl
REKLAMA

REKLAMA

Au revoir! sukces w LM bezcenny

fot. Photogenica

Co prawda Bayern Monachium zagra swój mecz rewanżowy 1/8 finału LM dopiero za tydzień, jednak już znamy pierwszych ćwierćfinalistów turnieju. Swoją przygodę w europejskich pucharach zakończyło m.in. Paris-Saint Germain.

W tym tygodniu mogliśmy obejrzeć dwa hitowe spotkania. W pierwszym Real Madryt odprawił z kwitkiem Paris-Saint Germain, które marzenia o triumfie w Champions League musi przełożyć na kolejny sezon. W drugim po wielkim boju na londyńskim Wembley „cwana” Stara Dama w decydującym momencie wypunktowała gospodarzy i ostatecznie to Włosi zagrają w ćwierćfinale. Wróćmy jednak do -->wielkiego<-- PSG…

REKLAMA

Podopieczni Unaia Emery'ego nie mieli argumentów żeby cokolwiek zdziałać na Parc de Princes. Królewscy tradycyjnie przyzwyczaili swoich kibiców do tego, że pokazali jakość w przypadku spotkań o stawkę i pewnie przypieczętowali awans do 1/4 finału LM. Tak naprawdę dwumecz rozstrzygnął się już w pierwszym starciu na Santiago Bernabeu, gdzie gospodarze wygrali 3:1. Mimo wielkich transferów i dużych nakładów finansowych wicemistrz Francji i tym razem nie był w stanie przeskoczyć etapu 1/8 finału Champions League. Od momentu gdy klub znalazł się w rękach bogatych właścicieli (2011 rok) swoją przygodę zazwyczaj kończyli na ćwierćfinale LM. Niestety podobnie jak rok temu tak i teraz paryżanie polegli z hiszpańską ekipą (rok temu wysoka porażka w rewanżowym spotkaniu z FC Barceloną). Jedyne podobieństwo jakie można dostrzec w przypadku Bayernu i PSG to to, że obie drużyny nie mają szczęścia do rywali z La Liga..


Właściciel Paris-Saint Germain Nasser Al-Khelaifi kolejny raz przekonał się o tym, że wszystkiego nie da się kupić - w tym sukcesu w Champions League. Gospodarze mimo braku Brazylijczyka Neymara nie mieli w tym meczu za wiele do powiedzenia. Nawet gra przed własna publicznością nie zmieniła obrazu tego dwumeczu. Ponadto w drugiej części spotkania zespół musiał sobie radzić w dziesiątkę, po tym jak Veratti zobaczył drugą żółtą kartkę, a w konsekwencji czerwoną. Po tym co zobaczyli kibice w Parku Książąt nawet obecność Neymara chyba niewiele by zmieniła - przecież pieniądze nie grają. Prócz zespołu z Paryża do wielkiego finału od kilku sezonów próbuje się dostać Manchester City, który również nie ma problemów z wydawaniem wielkich pieniędzy. Akurat w tym roku, kiedy Pep Guardiola zaczął swój drugi sezon na Wyspach, Obywatele w cuglach rozprawili się z Premier League. Nic już raczej nie wskazuje na to, żeby ktokolwiek mógł zagrozić City na krajowym podwórku. W Lidze Mistrzów los był dla nich łaskawy. W pierwszym meczu rozgromili znacznie niżej notowaną Bazyleę 4:0 i również pewnie zameldowali się w kolejnej rundzie. W przeciwieństwie do PSG grają dalej, ale w dalszej fazie mogą trafić na... Bayern, Real, Juventus..

Pieniądze po części sprawdziły się w przypadku londyńskiej Chelsea, który przez ogromne wsparcie finansowe ze strony Romana Abramowicza sięgnęła po upragniony „uszaty” puchar w 2012 roku. Wtedy podopieczni Roberto di Matteo triumfowali na Allianz Arena w Monachium. W wielkim finale pokonali szczęśliwie Bayern Juppa Heynckesa. Jeszcze 5 minut przed końcowym gwizdkiem to Duma Bawarii była najlepsza w Europie. Taka jest piłka... Jednak od tamtej pory The Blues nie osiągnęli większych sukcesów na arenie międzynarodowej. Jakby popatrzeć na sumę zainwestowanych pieniędzy na Stamford Bridge to raczej kiepsko ma się to do ilości pucharów zdobytych w Europie. Jak widać wielkie inwestycje nie zawsze się zwracają, a piłka nożna jest tak przewrotna, że nie da jej się zaplanować w stu procentach. Przy takiej ilości pieniędzy jakie zostały wpompowane w londyński czy paryski zespół nie da się z dnia na dzień stworzyć dobrze współgrającego kolektywu i od razu liczyć na sukces. Pomijając fakt "supergwiazd", które jakoś przecież trzeba ze sobą pogodzić? Nie każdemu udaje się ta sztuka..

***

REKLAMA


W tym roku kolejny raz przekonaliśmy się, że Paris-Saint Germain to tylko "straszak", który w starciu z jedną z najlepszych ekip w Europie wypadł po prostu mizernie. Bogactwo zarówno w finansach klubu jak i w obsadzie pierwszej jedenastki na nic się zdało. Królewscy do bólu obnażyli słabość drużyny Emery'ego. Zagadką wciąż pozostaje Manchester City Pepa Guardioli, który mimo wpadki z Bazyleą awansował do kolejnej rundy i być może będzie bohaterem kolejnego wielkiego meczu w ramach Champions League. Walka o finał w Kijowie zapowiada się niezwykle emocjonująco, ale jedno jest pewne - sukcesu w LM nie kupisz.


Mateusz Brożyna

Źródło: własne | Twitter
Broqu

Komentarze

REKLAMA
Trwa wczytywanie komentarzy...