Tak głośno w Monachium nie było od… zmiany agenta przez Roberta Lewandowskiego. W ostatnich dniach ponownie na ustach wszystkich znalazł się Bayern i nazwisko nowego trenera, który od następnego sezonu miałby przejąć stery.
Jeszcze przed ogłoszeniem decyzji o „powrocie” Juppa Heynckesa do Bayernu Monachium dziennikarze tworzyli listy nazwisk niemieckich trenerów, którzy mieliby objąć zespół Die Roten od lata 2018 roku. Tak naprawdę karuzela na dobre rozkręciła się dzień po porażce z Paris-Saint Germain w Lidze Mistrzów i konsekwencjach tamtejszego wieczoru. Dzień po meczu w Paryżu Carlo Ancelotti został w trybie natychmiastowym zwolniony z posady szkoleniowca Bawarczyków. Włodarze FCB na szybko musieli znaleźć kogoś kto byłby w stanie „wtedy” uratować sezon. Jak się okazało wybór był jeden – Jupp Heynckes - człowiek od zadań specjalnych, zresztą nie był to jego pierwszy powrót do Monachium, ale to już inna historia. To oczywiście nie zatrzymało spekulacji na temat nowego szkoleniowca, który miałby przejąć zespół po Heynckesie. W końcu od początku było jasne, że to tylko tryb przejściowy.
Z początku mówiło się o młodym Julianie Nagelsmannie z Hoffenheim i oczywiście faworyzowanym przez większość Thomasie Tuchelu, byłym trenerze Borussii Dortmund. W międzyczasie pojawiały się inne, różne nazwiska takie jak: Kovac (Eintracht), Hecking (Gladbach), Hasenhüttl (RB Lipsk), Favre (Nicea) czy Klopp (Liverpool). Oczywiście można było znaleźć w mediach inne „egzotyczne” jak na Bayern nazwiska w stylu: Enrique (wcześniej Barcelona) czy Pochettino (Tottenham). Ciężko doszukać się w tym medialnym obłędzie czegoś sensownego, ale jak to mówią w każdej plotce tkwi ziarno prawdy… W pewnym momencie wokół klubu ze stolicy Bawarii pojawił się chaos informacyjny, którego chyba do dzisiaj nikt nie jest w stanie zażegnać. Jeszcze pod koniec roku, przed przerwą zimową gdy spekulacje o nowym szkoleniowcu coraz bardziej przybierały na sile. Przy każdej konferencji prasowej Heynckes musiał się tłumaczyć bądź wskazywać potencjalnego następcę. Ostatecznie klub wziął sprawy w swoje ręce. Dyrektor sportowy Hasan Salihamidzić ogłosił, że po nowym roku zostanie przedstawiony następca Juppa. Przez ten cały okres zarówno Karl-Heinz Rummenigge jak i Uli Hoeness usilnie starali się namówić Heynckesa do pozostania w klubie na jeszcze jeden… ostatni rok. Wydawało się, że bezskutecznie, ale kilka tygodni temu sam opiekun monachijczyków przyznał, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa… Komu wierzyć? Od stycznia powstało tyle teorii spiskowych i potencjalnych scenariuszy na kolejny sezon, że nie powstydziłby się tego sam Netflix..
***
Tymczasem na dniach pojawiła się informacja jakoby Thomas Tuchel – chyba najbardziej prawdopodobny następca Heynckesa w Bayernie – podziękował monachijczykom za ofertę pracy. Rzekomo miał się zdecydować na kierunek… Premier League, Ligue 1? Mówiło się o Arsenalu, dzień później szukał już asystenta w Paryżu? Sami niemieccy dziennikarzy pogubili się w tym informacyjnym obłędzie. Tak naprawdę tyle dzisiaj wiemy, co w grudniu 2017 roku. Nic nie wiemy. Tuchel jest tak samo blisko pracy w Bayernie jak Heynckes do pozostania w klubie na kolejny sezon. Dopóki nie mamy oficjalnej informacji ze strony Bawarczyków możemy z dnia nad dzień tworzyć legendy i dalej trwać w tym zamęcie. Najdziwniejsze jest to, że tak poukładany klub jak Bayern od samego początku historii z „następcą Heynckesa” nie był w stanie stworzyć spójnej informacji – prócz tego, że Hoeness cały czas próbował zatrzymać Juppa w Monachium. W tym czasie Tuchel, który zapewne monitorował sytuację zarówno w klubie jak i w mediach stwierdził, że nie będzie robił za koło ratunkowe i w konsekwencji to Bayern został na lodzie. Oczywiście monachijczycy nie będą mieli problemów z zatrudnieniem trenera, ale pytanie czy w tej chwili są w stanie znaleźć poważnego kandydata, odpowiedniego człowieka, który będzie w stanie poradzić sobie z gwiazdami szatni FCB? Część trenerów wymieniona w tym tekście z pewnością nie byłaby w stanie poradzić sobie z taką sytuacją. Tuchel i jego charakter? Może tego właśnie potrzeba w Monachium.
Mateusz Brożyna
Komentarze