DieRoten.pl
REKLAMA

REKLAMA

Bawarska jajecznica: Kryzys? Jaki kryzys?

fot. Photogenica

Dziś pierwszy z (mamy nadzieję) wielu tekstów do poniedziałkowego śniadania. Zastanawiamy się czy ten głośny "kryzys w Bayernie" ma swoje fundamenty tam, gdzie starają się go znaleźć dziennikarze.

Jeśli ktokolwiek pytał mnie przez ostatnie parę tygodni, czy w Bayernie dzieje się źle, to robiłem wszystko, żeby temu zaprzeczyć. Czy mogę napisać, że coś się zmieniło? Zmieniło się to, że teraz z tym nie walczę. Jeśli ktoś szuka kryzysu, to niech nim żyje. Jeśli ktoś interesuje się piłką nożną trochę dłużej niż dwa miesiące, to będzie wiedział, że powody, dla których musimy teraz – niestety – mierzyć się z atmosferą kryzysu w naszej drużynie, są raczej prozaiczne.

REKLAMA

Nie od dziś narzekam na poziom dziennikarstwa sportowego w naszym kraju. Większość dziennikarzy skupia się przede wszystkim na szukaniu sensacji i robienia „breaking newsa” z każdej informacji dotyczącej Polaka. Zastanawiam się czy w innych krajach tak samo wyglądają działy sportowe jak na naszych najpopularniejszych (niestety) portalach jak Onet, Interia czy Wirtualna Polska. Po ostatnim meczu z Wolfsburgiem, Robert Lewandowski „był rozłożony” na pięć osobnych wiadomości, z których naprawdę udałoby się stworzyć jeden konkretny artykuł. Oczywiście zapewniło to kliknięcia. Każdy z tych serwisów ma oczywiście przeznaczone też informacje sportowe zawierające minimum sportu, a więc kobiety mogą się dowiedzieć jak się ubierają popularni sportowcy i ich partnerki. Tak więc one po meczu z Wolfsburgiem zapamiętają tylko w jakich butach na Oktoberfest w sobotę po meczu poszła ze swoim mężem Anna Lewandowska.

Robert Lewandowski bardzo dobrze powiedział w rozmowie po meczu z Schalke na antenie Eleven. Słynny już wywiad dla „Der Spiegel” trzeba przeczytać cały, a nie analizować fragmenty wybrane przez dziennikarzy poszukujących sensacji. Każdy kibic Bayernu zgodzi się, że Robert miał dużo racji w swoich wypowiedziach i większość z nas zgodzi się ze wszystkim, co on powiedział, bo po prostu obserwujemy ten klub trochę dłużej niż osoby, które potrafią być specjalistami od Bayernu, Borussii, Legii Warszawa, Lecha Poznań, West Bromwich, Juventusu, Napoli czy AS Monaco, ale tylko w sobotę i niedzielę. Czy ja czułem coś dziwnego czytając ten wywiad? Na pewno nic negatywnego. Podziwiałem to, że Robert zdecydował się przedstawić takie konkrety, że nie tłumił tego w sobie, bo przecież jeśli ktokolwiek w Bayernie ma prawo tak głośno skomentować sytuację w klubie, to chyba tylko on, Manuel Neuer i Thomas Muller.

Dla niektórych polskich dziennikarzy oczywiście byłoby najlepiej, jeśli mieliby Polaka w Realu Madryt. I na ten Real Madryt starają się stawiać bez przerwy. Co z tego, że od kilku lat w Madrycie panuje konkretna polityka transferowa, która wręcz zakazuje kupować zawodnika w wieku Roberta. Ci polscy dziennikarze przypominają jednak, że w 2006 roku Real Madryt kupił przecież z Manchesteru United 30-letniego Ruuda van Nistelrooya. To, że były to inne czasy dla madryckiej drużyny, czemu towarzyszyła zupełnie inna polityka jest jasne i nikt nie powinien w ogóle przytaczać takiego argumentu. Co więcej, warto pamiętać, że Holender był całą wiosnę 2006 roku skłócony z Sir Aleksem Fergusonem (nie podobało mu się, że Cristiano Ronaldo powoli przejmował jego status w drużynie) i odchodził po promocyjnej cenie jak na takiego piłkarza, bo „Czerwonym Diabłom” po prostu zależało na sprzedaży. Czy Bayernowi zależy na sprzedaży Polaka?

Dziennikarze nakręcający tę machinę pt. „Lewandowski do Realu” zapominają też, że Karim Benzema podpisał właśnie z „Królewskimi” nowy kontrakt. Francuz jest pół roku starszy od Polaka i nie Florentino Perez nie musi na niego wydawać żadnych pieniędzy. Jeśli chcieliby w Madrycie sprzedać Benzemę, a kupić Lewandowskiego, to i tak do tego interesu musieliby dołożyć. To, że dwóch takich napastników nie miałoby szans na grę w takim klubie jak Real Madryt powinno być raczej oczywistością. No, ale przecież otaczający nas dziennikarze na każdym kroku pokazują, że z logicznym myśleniem jest u nich ciężko.

REKLAMA

Fani Bayernu orientują się w sytuacji klubu bardziej niż dziennikarze, którzy poświęcają się wszystkiemu. Szacunek dla Eleven, które (dzięki Mateuszowi Święcickiemu i Tomaszowi Urbanowi, którzy są w mniejszości w tym kraju) zrobiło wielkie wydarzenie z przyjazdu Lothara Matthausa do Polski. To, jak merytorycznie ta rozmowa wyglądała powinno być wzorem dla wszystkich piszących i mówiących o piłce nożnej w tym kraju. Tematu Roberta Lewandowskiego nie dało się uniknąć, ale ograniczono go do minimum i nie zaplanowano całego studia pod sytuację Polaka w Monachium. Każdemu, kto był pod wrażeniem piątkowego studia polecam odtworzyć na YouTube rozmowę redaktora Pola i Włodarczyka z Niemcem. Przedszkole a szkoła wyższa.

Temat Carlo Ancelottiego też wydaje się wzbudzać wielkie zainteresowanie mediów i jest poniekąd powiązany z tematem „kryzysu w Monachium”. Ja uważam, że na ten moment nie trzeba za bardzo tego wszystkiego przeżywać.

Jeden – Bayern nie zwolni Ancelottiego we wrześniu czy w październiku, a nawet i w kwietniu. Dwa – Bundesliga to nie są rozgrywki, w których jeden remis i jedna porażka po sześciu meczach oznacza wypadnięcie z walki o mistrzostwo, więc – mimo że Borussia bardzo ładnie zaczęła sezon – nie ma powodu do niepokoju. Trzy – choć nie będzie to popularne (biorąc pod uwagę, że dla każdego fana wszystkie rozgrywki są ważne), będę upierał się przy zdaniu, że Carlo Ancelotti został zatrudniony w Monachium, aby wygrać Ligę Mistrzów. Oczywiście jeśli jej nie wygra, to musi zwyciężyć przynajmniej w Bundeslidze, ale uwierzcie mi, że nikt się na niego nie pogniewa, jeśli miałby wygrać rozgrywki w Europie, a w Niemczech skończyć sezon już w marcu/kwietniu. Ma w swoim dorobku trzy wygrane w Lidze Mistrzów, o czym doskonale wiedzieli w Monachium jak go zatrudniali.

REKLAMA

Nie ma co ukrywać, że – w momencie zatrudniania Włocha – po czterech z rzędu tytułach mistrza Niemiec, pojawiło się w Bayernie poczucie, że dominacja w kraju jest fajna, ale czegoś cały czas brakuje i warto się na tym skupić. Czy ktokolwiek w dalszym ciągu będzie tęsknił za Guardiolą i wygrywaniem Bundesligi na Wielkanoc, jeśli Ancelotti zdobędzie trofeum, dla którego – będę się upierać – został zatrudniony? Nie, za Guardiolą tęskni się dziś, jak gubi się punkty z Wolfsburgiem. Zapomina się przez to o wszystkich irytujących rzeczach za czasów trzyletniej kadencji Hiszpana. Trawa jest zawsze bardziej zielona po drugiej stronie płotu.

Nie obchodzi mnie czy Carlo Ancelotti robi na treningach coś innego niż Pep Guardiola, czy robi mniej. W Anglii, a na pewno za czasów (znów muszę wspomnieć) Sir Aleksa Fergusona, najwięcej roboty na treningach ma asystent. Cały Manchester United sprzed dziesięciu lat to zasługa Carlosa Queiroza, który organizował i prowadził treningi. Sir Alex Ferguson natomiast obserwował i wyciągał wnioski. Jak pisał w swojej autobiografii, pozwalało mu to więcej widzieć i lepiej znać formę i umiejętności swoich zawodników. Być może Carlo Ancelotti, któremu bliżej wiekiem do Fergusona niż do Guardioli, ma podobne spojrzenie na prowadzenie zajęć i żeby narzekać na treningi należałoby pogrzebać trochę głębiej? E tam, za trudne. Lepiej stracić sezon na wyrzucanie Ancelottiego, który i tak – przynajmniej do maja – nie zostanie wyrzucony.

Tak samo boli mnie to, że w Polsce nikt nie poświęci czasu na zastanowienie się nad aktualną formą Bayernu w sposób kilka razy łatwiejszy niż krytyka Lewandowskiego czy bunt przeciwko Ancelottiemu. Cały ten „kryzys” opiera się na domysłach. Dziennikarze zastanawiają się co Robert chciał powiedzieć udzielając wywiadu dla „Der Spiegel”. Zastanawiają się też czy plotki o tym, że drużyna ma dosyć Carlo są prawdziwe. Rozwiązanie zagadki ewentualnego „kryzysu” w drużynie jest na skrzydłach i wie to każdy fan ten drużyny, nie ważne jak wielką sympatią darzy Arjena Robbena czy Francka Ribery’ego. Opieranie swoich skrzydeł na 34-latku (Francuz) i już prawie 34-latku (Holender) to klucz do piłkarskiej trumny.

Trenerzy się zmieniają i Carlo Ancelotti to nie jest trener na lata, więc zamiast może zwalniać go rok przed końcem kontraktu warto zastanowić się czemu skrzydła w tej drużynie nie funkcjonują już tak jak kiedyś. Być może parę osób poświęci temu kilka minut i także dojdzie do wniosku, że odświeżenie bocznych stref i stopniowe wygaszanie „Robbery” jest kluczem do utrzymania się w walce na wszystkich frontach. Nie ważne jak bardzo ich szanujemy, ile im zawdzięczamy i jakie mamy wspomnienia z nimi związane. Żadna topowa drużyna w Europie nie opiera swoich skrzydeł na takich staruszkach, których fochy później trzeba znosić (czyli niezadowolonego Ribery’ego, że nie dograł meczu do końca).

Ten tekst absolutnie nie ma zamiaru przekonać Was, że Bayern to drużyna kompletna, gotowa na sukces w Niemczech i w Europie. Ja tak nie uważam, a na każdego, kto by tak powiedział, spojrzałbym jak na szaleńca. Dzisiejszy Bayern to drużyna dobra, wymagająca co prawda odświeżenia, ale wciąż z ogromnym potencjałem. Na Bundesligę powinno to wystarczyć, ale dużo będzie zależało od tego jak długo Dortmund będzie w stanie utrzymać swoją formę oraz ile wpadek przydarzy się po drodze Bawarczykom. Jeśli chodzi o Ligę Mistrzów? Bayern na wiosnę to będzie zupełnie inna drużyna. Nikt nie wie czy będzie jej bliżej do wygrania rozgrywek, czy do sprawienia niemiłej niespodzianki (i ewentualnego zwolnienia Carlo Ancelottiego). Trzeba się po prostu uzbroić w cierpliwość.

Obserwuj mnie na Twitterze!

REKLAMA
Źródło: własne
eMJot

Komentarze

REKLAMA
Trwa wczytywanie komentarzy...