Allianz Arena miała być twierdzą nie do zdobycia. Dziś to już tylko mit. Bayern przegrywa kluczowe mecze u siebie – w Lidze Mistrzów, Pucharze Niemiec i Bundeslidze. Problem nie leży tylko w piłkarzach.
Jeszcze nie tak dawno Allianz Arena była symbolem dominacji. Rywale przyjeżdżali do Monachium z obawą, a kibice mogli być niemal pewni zwycięstwa. Dziś to już tylko wspomnienie – statystyki pokazują, że dom Bayernu przestał być jego atutem.
Trener Vincent Kompany i jego drużyna woleliby, żeby temat porażki z Interem i straconej szansy na „Domowy Finał” jak najszybciej zniknął z nagłówków. Już za moment Bayern sięgnie po mistrzostwo Niemiec, przed nim Klubowe Mistrzostwa Świata i kolejna edycja Ligi Mistrzów. Jak zaznaczył Kompany, „celem będzie zwycięstwo w tych rozgrywkach”. Tyle że obecne problemy nie znikną tak po prostu.
Nad drużyną, sztabem szkoleniowym i zarządem – z Maxem Eberlem na czele – zawisły pytania. Bo problemem nie jest tylko porażka z Interem, ale cała seria domowych wpadek. Kiedyś Allianz Arena była twierdzą. Dziś to, jak pisze niemiecka prasa, „przeciekająca chata” – oczywiście w sensie sportowym.
Wieczory z Ligą Mistrzów w Monachium wyglądały kiedyś jak z podręcznika. Głośna atmosfera, maksymalna motywacja i szybkie prowadzenie. Przykład? Legendarna bramka Roya Makaaya z Realem Madryt w 2007 roku – padła już po 10,12 sekundy. Dziś takie historie są tylko miłymi wspomnieniami.
Lista błędów Bayernu u siebie jest długa. Niewykorzystane rzuty karne przeciwko Atletico (2016) i Realowi (2017), nieprzekonujące występy jak ten z Liverpoolem (2019). A w tym roku – porażka 1:2 z Interem w ćwierćfinale. Gdy inne zespoły – Arsenal, Barcelona, PSG – wygrywały pewnie swoje pierwsze mecze na własnych stadionach, Bayern znów zawiódł.
Często zdarza się, że monachijczycy grają lepiej w rewanżach na wyjeździe, ale wtedy straty z pierwszego meczu okazują się nie do odrobienia. Bo to już nie jest mecz z Freiburgiem, tylko z Realem czy Interem. Choć... Freiburg też potrafił ich zaskoczyć – dwa sezony temu wyrzucił Bayern z Pucharu Niemiec właśnie na Allianz Arenie. W tym roku Leverkusen ograł ich tam 1:0 w 1/8 finału.
Dodajmy do tego domowe mecze ligowe z Borussią Dortmund i Bayerem Leverkusen – oba bez zwycięstwa. Cztery topowe starcia i tylko trzy punkty. To nie są liczby godne zespołu, który chce budować legendę wokół swojego stadionu.
Wszystko to każe zadać pytanie: czy duch „Mia san Mia” nadal unosi się nad murawą? Kiedyś nie zawsze mieli największe gwiazdy, ale potrafili wznieść się ponad własne możliwości. Teraz tego brakuje – i w efekcie Allianz Arena nie przypomina już twierdzy, której boi się cała Europa.
Komentarze