Wyprawa Bayernu Monachium do dalekiej Japonii w sumie potrwa 68 godzin. Bawarczycy rozegrali w Saitamie sparing z Urawa Red Diamonds (0:1). Czy naprawdę ta podróż była warta świeczki? Uli Hoeness twierdzi, że tak.
- Ta podróż jest oczywiście bardzo wartościowa. Chcemy zyskać w Japonii długoterminowe kontakty i zaznaczać tu naszą obecność - powiedział Hoeness.
Za mecz z japońską drużyną Bawarczycy zainkasowali około 1,5 miliona euro. To duże pieniądze, a z biegiem czasu zyski wynikające z nawiązania stałej współpracy z Urawą Reds mają być jeszcze większe.
- Bayern jest w Japonii stosunkowo małoznany, Bundesliga w telewizji stoi w cieniu. Jeśli nie zadziałamy w tej sprawie to nic się nie zmieni - podkreślał Hoeness.
Dlatego Bayern podczas swojej wizyty starał się przyciągnąć jak najwięcej kibiców. Piłkarze chętnie rozdawali autografy, treningi były otwarte, dzieci miały możliwość spotkania się z gwiazdami Bayernu na murawie.
Podobno stopniowo zainteresowanie Bayernem w Japonii rośnie. Koszulki sprzedają się coraz lepiej, choć ciągle zyski są znacznie mniejsze niż te, które inkasuje choćby Real Madryt.
Trener Felix Magath, który zdecydowanie nie mógł być zadowolony z postawy swoich zawodników w meczu z Urawą Red, mimo wszystko nie sprzeciwiał się męczącej podróży zespołu do Japonii: - To są sprawy, które są niezbędne w takim klubie jak Bayern. Zeszły rok pokazał, że drużyna dobrze znosi takie wyprawy.
Komentarze