Już został przetransportowany na miejsce pochówku, a rytuały pogrzebowe były niemal gotowe do rozpoczęcia. Dół został wykopany, a wiatr na cmentarzu lamentował, by powitać go na 'drugiej stronie'. Goście założyli za duże, czarne stroje, wielu było przygotowanych na powtórkę scen z "Death at the Funeral", a część przygotowywała się do tańców na jego grobie. I wtedy nadszedł szok, zmartwychwstanie. Człowiek, który wykopał swój własny grób, wstał z martwych, z ustami wykrzywionymi w uśmiechu. Po latach na pustkowiu, zapomniany przez większość i oczerniany przez tych, którzy kłopotali się by jeszcze go pamiętać, Louis van Gaal wreszcie wrócił z martwych.
Oczywiście, Holender w rzeczywistości wcale nie był martwy, ale dla kogoś kto wygrał Ligę Mistrzów, Puchar UEFA i dalej trzy tytuły w Eredivisie wraz z Ajaxem, a także hiszpańskie trofea z FC Barceloną, objęcie pozycji trenera AZ było dużym krokiem w tył. W latach '90 van Gaal wzbił się wysoko w niebo, dosięgając finału Ligi Mistrzów, aż dwa razy pod rząd z Ajaxem Amsterdam, jednak po nie do końca udanej przygodzie z Barceloną w 1999 roku objął funkcję trenera reprezentacji Holandii, która okazała się ogromnym niepowodzeniem. Jego powrót do Barcelony w 2002 roku był pomyłką, która zmieniła się w katastrofę.
Jeśli zaobserwujesz, że jest problem z Twoim samolotem, mądrze jest wylądować, naprawić zniszczenia i wznieść się raz jeszcze, co właśnie van Gaal zdecydował się zrobić w swojej trenerskiej karierze: wrócił niemalże do podstaw. Sprawił, że AZ Alkmaar stał się dobrze rozpoznawalnym klubem (a w każdym razie dużo lepiej niż to miało miejsce wcześniej) i udało mu się osiągnąć wraz z AZ kolejno: 2 miejsce w holenderskiej Eredivisie w sezonie 05/06, trzecie w 06/07 oraz zdobył tytuł mistrzowski w sezonie 08/09.
I wtedy nadeszła wielka oferta z Monachium.
Nawet wtedy, van Gaal w dalszym ciągu był jedną nogą w swoim grobie. Bayern, który sezon 08/09 zakończył na drugim miejscu w Bundeslidze, kolejny rozpoczął źle, osiągając niekorzystne rezultaty w swoich trzech pierwszych meczach i po 4 rundach fazy grupowej Ligi Mistrzów był bliski eliminacji. Philipp Lahm głośno narzekał, iż klub potrzebuje 'filozofii', Luca Toni wypadł ze składu, natomiast Franck Ribery wyrażał niezadowolenie faktem, że 'filozofia van Gaala jest ciężka do zrozumienia'. Władze Bayernu zaczęły wypowiadać swoje spostrzeżenia na temat przyszłości Holendra jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia, co dość jednoznacznie wskazywało, że ten jest na dobrej drodze do opuszczenia stanowiska trenera FC Bayernu.
Dla holenderskiej legendy był to jednak sygnał odrodzenia i sprawienia, by FC Bayern po raz kolejny stał się groźnym, budzącym respekt klubem. Zwycięstwo nad Maccabi Haifa późnym listopadem było niemal oczywiste, to prawda, jednak ogranie 4-1 Juventusu w Turynie było czymś, co ponownie pozwoliło naprowadzić bawarską lokomotywę na właściwe tory. Owy sukces został zbudowany przez całą drużynę i właśnie ta współpraca pozwoliła na rozpadnięcie się Bianconerich na drobne kawałki, co zdecydowanie podwyższyło pewność siebie Bawarczyków. Wygranie 9 kolejnych meczów w Bundeslidze, odzyskanie pełnego zdrowia przez Ribery'ego, a także powrót Robbena z jego drogi pełnej kolejnych kontuzji miały zwiastować, że będzie już tylko lepiej.
Najbardziej niesamowita charakterystyka van Gaala jest taka, że ten w sposób bezczelny i wyzywający stawia czoła nawet największym przeciwnościom losu. Nawet tuż przed meczem przeciwko Juventusowi we Włoszech, kiedy to wszyscy głośno debatowali kto powinien być następnym trenerem Bayernu, 58-latek utrzymywał, że nie jest pod żadną presją. Van Gaal zawsze był ostrożny, a jego twardy image pozostał nietknięty i przed meczem przeciwko United we wtorek, jego pokora była niezaprzeczalna.
Po tym jak van Gaal był niemalże na krawędzi piedestału i gdy sytuacja zaczęła się drastycznie zmieniać po złotych latach '90, prawdopodobnie jak każdy mądry człowiek, zrozumiał, że wzloty i upadki są nieodłączną częścią piłki nożnej. A aktualnie van Gaal, tak jak i Bayern, są zdecydowanie na topie.
autor: Marta
Źródło: goal.com
Komentarze