BamS: Za pięć dni kończy się Pańska wspólna era w FC Bayern. Jakich nieudanych transferów żałują Panowie najbardziej?
Beckenbauer: Pamiętasz Uli, kiedyś był plan ściągnięcia Maradony…
Hoeneß: Tak, Maradona w Monachium, to było naszym marzeniem. To było możliwe, rozmawialiśmy nawet z jego doradcą Branchini. Byliśmy już prawie dogadani, a finansowo robiliśmy cuda. Szaleństwo! Już nawet nie wiem, czemu nie doszło do transferu.
Beckenbauer: Byliśmy też blisko ściągnięcia Brazylijczyka Ronaldo i Holendra Ruuda Gulita.
Hoeneß: U Gulita byliśmy nawet w Mediolanie. Przy drzwiach przywitał nas kamerdyner, każąc nam czekać na gospodarzy. Wielki Franz Beckenbauer w przedpokoju Ruuda Gulita…
Beckenbauer: ... który po rozmowie z jego żoną wszystko odwołał.
Przy Francku Riberym mówił Pan, że też sięgaliście „szalonych sum”. Czy nie jest on w pewnym sensie zastępcą Maradony?
Hoeneß: W chwili gdy jest zdrowy Franck jest dla mnie geniuszem.
Beckenbauer: Jest jednym z pięciu najlepszych piłkarzy świata.
Czy sprzedałby go Pan, Panie Beckenbauer?
Beckenbauer: Ciężko powiedzieć. Jeśli piłkarz koniecznie chce odejść….
Hoeneß: Nie Franz, tak nigdy nie było! Nigdy do nas nie przyszedł mówiąc, że za wszelką cenę chce odejść. Zawsze nam tłumaczył - "chętnie przeszedłbym do Realu Madryt, jednak jeśli chcecie bym został, to nie widzę żadnego problemu".
Mówi się, że Real i Franck mają od 2010 roku wstępna umowę…
Hoeneß: To samo mówiono rok temu. Wstępne umowy nie są nic warte. Gdy Bayern powie, że Franck zostaje, to nic temu nie przeszkodzi. Chcemy jednak stworzyć podłoże sportowe, dzięki któremu Franck odczuje, że może tu wiele osiągnąć. W chwili, gdy tej perspektywy zabraknie, po prostu odejdzie.
Czy Realna jest suma rzędu 100mln Euro, jeśli chciałoby się go sprzedać rok przed upływem kontraktu?
Hoeneß: Nigdy nie proponowano nam 100 mln Euro. Najwyższą ofertę złożyła Chelsea – 65mln Euro plus Bosingwa. Dodatkowo proponowano nam jeszcze 76 mln i 80 mln Euro.
Nie złości się Pan, że jednak nie sprzedali Państwo Francka?
Hoeneß: Odezwał się we mnie w tym momencie duch biznesmana. Sprzedaż znaczy również podatki. Przy sumie 65 mln Euro jest to 37,5 mln Euro podatków. Dlatego też nigdy nie zastanawialiśmy się nad tym poważnie.
Przejdźmy od wymarzonych piłkarzy do ulubionych wrogów. Czy pogodził się już Pan ze wszystkimi, swoimi kontrahentami?
Hoeneß: Tak, sprzeczałem się z wieloma, ale z prawie wszystkimi znalazłem wspólny język. Nie udało mi się to z Willi Lemke. On upolitycznił piłkę nożną. Tu grzeczni chłopcy z Bremy, a tam milionerzy z Monachium. Przy sytuacji z Daumem to on dolał oliwy do ognia. To było najgorszą fazą, gdy w Bremie 40 000 ludzi krzyczało – „Hoeneß, tu skurw..”
Co się stało z Christophem Daumem?
Hoeneß: Nie mam problemu z podaniem mu dłoni. On tez przyznał, że teraz jest mu przykro za tę sytuację.
Czy nie wolałby Pan dziś, żeby w 2001 roku Daum został trenerem Reprezentacji Niemiec, a cała szopka byłaby Panu oszczędzona?
Hoeneß: Tak, to byłoby łatwiejsze. Moja rodzina przez miesiące była sparaliżowana. Moja córka na uczelni, mój syn podczas praktyk w banku, oni byli atakowani przez obcych ludzi. Raz, gdy wylądowałem w Monachium wychodząc z samolotu przywitała mnie policja. Podobno podłożono bombę pod mój samochód. Parking został zamknięty na dwie godziny.
Beckenbauer: To rzeczywiście nie były żarty.
Hoeneß: Moja rodzina po dziś dzień zarzuca Daumowi, że specjalnie ciągnął swoje gierki. Jego adwokat wytoczył mi sprawę o odszkodowanie. Nagle okazało się, że próba na kokainę wyszła pozytywnie…
Czy z biegiem czasu nie jest Pan wdzięczny Daumowi, że zrobił tę próbę z włosami?
Hoeneß: Tak, w przeciwnym razie nigdy by się nie wydało. To pokazało również, jak bardzo nieobliczalny był w tamtych czasach.
Dlaczego nie poddał się Pan w obliczu takiej presji?
Hoeneß: Ponieważ fani stali murem za mną, a w decydującej fazie wydarzyć się mogło wszystko. Później przedstawiano mnie jako „Zbawcy piłki”, czego wcale tak nie widziałem.
Kahn, Effenberg, Matthäus to bohaterowie Bayernu ostatnich 10 lat. Czy w przyszłości klub uczyni z nimi to samo, co z Panami?
Beckenbauer: To pasowałoby do naszej filozofii. Paul Breitner tez już jest na pokładzie. To, czy dla Bayernu pracować będzie kiedyś na przykład Oliver Kahn, okaże się w przyszłości.
Hoeneß: Kahn był u mnie w zeszłym tygodniu. Ciekawe, bo powiedział do mnie „Panie Hoeneß”. Ciekawe to jest, bo jest on jednym z niewielu, z którymi nie jestem na „Ty”. Powiedział mi – „Nie wiem co się ze mną stało, że rozważałem tę sytuację z Schalke”. Oli w chwili obecnej się uczy, chce być kierownikiem klubu piłkarskiego. Za dwa lata zakończy naukę.
Jak jest z Lotharem Matthäusem?
Hoeneß: Myślę, że Lothar jest dobrym trenerem. On musi udowodnić swoją wartość długotrwałą pracą w Niemczech, nawet prowadząc klub z 2 ligi. On jednak zawsze szuka egzotycznych rozwiązań jak Brazylia, Węgry.
Beckenbauer: Międzynarodowo jest ceniony bardziej niż w kraju.
Panie Beckenbauer, Cieszy się Pan z dnia, w którym nie będzie Pan już Prezydentem Bayernu i szefem Rady Nadzorczej?
Beckenbauer: Nie, cieszą się jedynie z tego, że Uli po 30 latach w końcu przeskoczy ten próg. On jak nikt, zasłużył na to od dawna.
Jak długo Pan Hoeneß będzie Prezydentem?
Beckenbauer: Jest jakaś granica wiekowa? Dla mnie może to być i 30 lat!
Hoeneß: Ach tam, ja nie mam wyobrażenia o tym, jak długo zostanę na tej posadzie. Jeśli pójdzie dobrze, to zostanę wybrany na 3 lata. Ważne jest, aby klub na przyszłe działania był dobrze usytuowany. Bardzo bym chciał, aby nasi następcy tak intensywnie honorowali połączenie byłych piłkarzy z klubem, jak my to obecnie czynimy. Mam nadzieję, że czasem nas zaproszą na mecz Ligi Mistrzów, a my nie będziemy musieli błagać o bilety. Słyszałem, że w innych klubach właśnie tak jest. Nie ma możliwości, by u nas było tak samo. Jeśli tak by się stało, znaczyłoby to, że wybór i wychowanie naszych następców były błędne.
Komentarze