DieRoten.pl
REKLAMA

REKLAMA

Deja vu Bayernu

fot.

Bayern Monachium nie dał rady w starciu z Realem Madryt i przegrał przed własną publicznością w pierwszym półfinałowym spotkaniu Ligi Mistrzów 1:2. Kolejny raz hiszpański kompleks dał znać o sobie.

Bawarczycy próbują i próbują, ale nic z tego nie wynika. Tak już od trzech lat monachijczycy nie są w stanie pokonać zespołu Królewskich. Nawet magia Juppa Heynckesa, który naprawdę ustawił zespół w sposób najlepszy z możliwych - na nic się zdała. Co prawda piłkarze ze stolicy Bawarii dominowali przez większość spotkania, jednak najważniejsza pozycja w statystykach – wynik – był na korzyść ekipy przyjezdnych. Bayern był do bólu nieskuteczny, z kolei Real zagrał w sposób wyrachowany i osiągnął to, co chciał. Do Madrytu piłkarze Zinedine’a Zidane’a wracają z dobrą zaliczką, aczkolwiek ćwierćfinał z Juventusem pokazał, że można coś ugrać na Santiago Bernabeu. Po meczu na Allianz Arena ciężko doszukać się czegoś, co dałoby nadzieję na mecz w Madrycie. Wydaje się, że Heynckes wycisnął z tej drużyny wszystko co mógł. Kolejny raz Bayern nie jest w stanie poradzić sobie z „wiecznie” trapiącymi  go kontuzjami. Przed meczem wypadli Arturo Vidal i David Alaba, z kolei w trakcie spotkania murawę szybko opuścił Arjen Robben a chwilę później z boiska zejść musiał Jerome Boateng. Z wąską ławką rezerwowych nie da się konkurować na tym etapie rozgrywek Champions League. Co roku zarząd Bawarczyków próbuje chyba sam siebie oszukać, że bez większych transferów uda się zawojować Europę – niestety potyczka z Los Blancos kolejny raz pokazała, że mimo przewagi gospodarzy to goście wracają z uśmiechem na twarzy.

REKLAMA


Odkąd monachijczycy w Pucharze Europy zaczęli odpadać z hiszpańskimi ekipami mam nieodparte wrażenie, że dla takiego Realu Bayern stał się tym, czym w przeszłości dla mistrza Niemiec londyński Arsenal. Problem w tym, że Kanonierów czasami stać było na to, żeby przynajmniej zremisować w Monachium bądź pokonać Bayern na Emirates Stadium. Oczywiście jest to dwumecz i ćwierćfinały nauczyły nas, że jeszcze nic straconego, ale z taką skutecznością trudno sobie wyobrazić żeby Bayern – tak nieskuteczny u siebie – nagle w Madrycie rozpoczął wielkie strzelanie. Jedyne co przypomina mi się w kontekście meczu za tydzień, to ubiegłoroczny ćwierćfinał Champions League kiedy monachijczycy u siebie zakończyli mecz z ekipą Los Blancos identycznym rezultatem jak we wtorek. Na rewanż do Hiszpanii udali się zmotywowani i z odpowiednim nastawieniem co przyniosło nieoczekiwany przebieg spotkania. Co prawda Bawarczycy i tak odpadli, ale odrobili straty z pierwszego meczu i w konsekwencji doprowadzili do dogrywki. Wtedy tak naprawdę czerwona kartka Arturo Vidala pogrzebała plany by jeszcze spróbować powalczyć o awans. W dziesiątkę Bayern nie był w stanie powstrzymać naporów madrytczyków. Zespół prowadzony wtedy przez Carlo Ancelottiego ostatecznie przegrał na Bernabeu 4:2 i odpadł z rozgrywek. Bayern pokazał jednak, że na stadionie Realu również można powalczyć o skuteczny rezultat. W tym roku udowodnił to Juventus, który wygrał 3:1, choć mało brakowało i drużyny Zidane’a nie byłoby już w tym turnieju. Jest szansa, że podopieczni Juppa Heynckesa podobnie zagrają w przyszłym tygodniu podczas decydujących 90 minut, które ostatecznie wyłonią pierwszego finalistę tegorocznej edycji Ligi Mistrzów.


***


Mecz na Allianz Arena to już przeszłość. Teraz Bawarczycy muszą rozegrać ligową kolejkę z Eintrachtem Frankfurt, aczkolwiek będzie to mecz zupełnie bez historii bo raczej mało kto w Monachium myśli już o zdobytej Bundeslidze. Nie należy jeszcze skreślać Bayernu, w końcu wynik - 2:1 nie jest rezultatem, którego nie da się odrobić. Fakt, mecz odbędzie się na stadionie Realu ale jeśli Bawarczycy zagrają tak jak u siebie, plus poprawią swoją skuteczność to istnieje duża szansa, że to podopieczni Heynckesa zagrają w wielkim finale. Deja vu Bayernu?


Bilans ostatnich spotkań Bayernu z Realem w Champions League (2014-2018) –

REKLAMA

Monachium – 1:2

Madryt – 4:2

Monachium – 1:2

REKLAMA

Monachium – 0:4

Madryt – 1:0


Mateusz Brożyna

Źródło: własne
Broqu

Komentarze

REKLAMA
Trwa wczytywanie komentarzy...