FC Bayern w dotychczasowych rozgrywkach Bundesligi pokazuje dwie twarze - w pierwszej połowie wielu obserwatorów ma trudności z oglądaniem poczynań podopiecznych Pepa Guardioli, aby po zmianie stron wręcz przecierać oczy ze zdumienia i oklaskiwać ich grę na stojąco. O tym jak Mistrzowie Niemiec potrafią zdemolować rywala po zmianie stron, przekonali się przeciwnicy w minionych tygodniach.
W Moguncji koniec meczu był taki sam jak poprzednie potyczki - śpiewy i tańce z kibicami nie miały końca. W ten sposób świętowano siódmą wygraną w rozgrywkach, choć przez długi czas wcale nie zapowiadało się na 3-bramkowy sukces, bowiem po pierwszych 45 minutach na tablicy wyników widniał rezultat 0:0, a Bawarczycy nie sprawiali wrażenia, jakby chcieli zdobyć 3 punkty.
"Mainz to drużyna, która gra agresywnie, dużo biega i skraca pole gry" powiedział Philipp Lahm, tłumacząc swoją postawę w pierwszej połowie. Podobnego zdania jest dyrektor sportowy FCB Matthias Sammer: "To co Mainz grało w pierwszej połowie to było szaleństwo, zasłużyli sobie na ten wynik". Podobny przebieg potyczki miał miejsce przeciwko FC Augsburg i Wolfsburgowi, a także w spotkaniu Ligi Mistrzów w Pireusie.
Bilans pierwszych 45 minut nie jest najlepszy dla Monachijczyków - 4:3 w bramkach dałoby tylko 11 punktów, ale na całe szczęście są jeszcze drugie 45 minuty. W tym czasie Robert Lewandowski i spółka zdobyli 19 bramek nie tracąc przy tym żadnej. Czy zatem jest to celowa zagrywka? "Nie" odparł Lahm, "wolelibyśmy prowadzić 1:0 po pierwszej połowie".
Bawarczycy jednak zauważają, że z biegiem czasu przeciwnicy opadają z sił, co też ma ogromny wpływ na taki przebieg meczu. "Czasami trzeba grać na zmęczenie przeciwnika. Tak właśnie działo się w ostatnich tygodniach" stwierdził Jerome Boateng, któremu wtórował kapitan FCB: "Dzięki dyspozycji naszych zawodników w ataku, rywale muszą bardzo dużo biegać i niezwykle ciężko pracować w obronie. Dlatego też w drugiej połowie widać tego efekty".
Komentarze