Odnalazł znów uśmiech – na boisku jak i poza nim. Danijel Pranjic coraz lepiej odnajduje się w roli gracza FC Bayernu – tak jak sobie to trener van Gaal wyobrażał. Przy tym wszystkim to mały cud, że Danijel w ogóle gra w piłkę. Chorwat jest dzieckiem wojny i uczył się grać w piłkę pomiędzy ruinami i stertami gruzu. A teraz gra w ‘najlepszym klubie na świecie’.
Jak spędzi pan święta?
Pranjic: „Święta spędzam zawsze z rodzina bo nie mam okazji ich często widywać. Dlatego staram się możliwie jak najwięcej czasu im poświęcać. Ale u nas w domu jest to mała uroczystość zazwyczaj – nic specjalnego i ekskluzywnego”.
Czy rodzinne okolice są z pana dumne?
Pranjic: „Oczywiście. Bayern to coś wyjątkowego wszędzie w Chorwacji. Patrzą na mnie teraz inaczej. Oczywiście gdy grałem dla Heerenveen oraz reprezentacji to też mnie każdy rozpoznawał, ale teraz jest to coś zupełnie innego”.
Czy zawiezie pan wiele prezentów do domu?
Pranjic: „Tak. Dlatego tez jadę samochodem bo mam cała masę prezentów. Każdy chce mieć coś z FC Bayernu. Mój cały samochód jest zapchany prezentami z Bayernu. Jak grałem dla Heerenveen to nikt nic nie chciał – teraz wszyscy chcą”.
Aby w ogóle grac w Monachium musiał pan dopłacić do swojego transferu 700 000 euro. Czy na początku sezonu myślała pan: mogłem sobie to darować i zostawić te pieniądze?
Pranjic: „Nie. Pieniądze nie są dla mnie ważne”.
A to dlaczego?
Pranjic: „Jak byłem młody miałem ciężkie życie z powodu wojny. Mój ojciec był z tego powodu w więzieniu. Dlatego też dobrze wiem jak to jest żyć z małą ilością pieniędzy i nie są one dla mnie ta ważne”.
Ile miał pan lat gdy ojciec był w więzieniu?
Pranjic: „Około 15: to był sam środek wojny. Byliśmy w Bośni, moja całą rodzina się tam urodziła – tylko ja w Chorwacji. Moja rodzina musiała uciekać z Bośni do Chorwacji, gdyż zostaliśmy wypędzeni. To były bardzo ciężkie czasy. Mój ojciec spędził w więzieniu trzy miesiące. Ja bardzo dobrze wiem jak to jest gdy ma się ciężkie życie. Dlatego też szanuję to, że powodzi mi się teraz dobrze. Jak dotarliśmy do Chorwacji nie mieliśmy żadnych pieniędzy, mój ojciec nie miał pracy, a ja butów do grania”.
Czy mimo tych przeciwności losu mógł pan zawsze grać w piłkę?
Pranjic: „Piłka była zawsze moją największą miłością. Jak byłem mały nie miałem żadnych zabawek, ale i tak zawsze chciałem tylko piłkę. Mój ojciec dał mi ją na moje pierwsze urodziny i potem co roku zawsze nową. Piłka byłą i jest moją pierwszą miłością”.
Czy wtedy grał pan w jakimś klubie?
Pranjic: „Tak, ale w bardzo małym. W wieku 16 lat poszedłem do szkoły i mój nauczyciel był trenerem. Później zapytaliśmy klub z pierwszej ligi czy mógłbym tam zagrać – ale ja byłem niski, a oni nie chcieli niskich graczy. Do tego dochodzi, ze mój ojciec nie miał pieniędzy, a w Chorwacji jeśli chcesz grać to musisz płacić. Ale potem mnie ktoś zauważył, trener z Osijek i powiedział mojemu ojcu: przyprowadź go do nas. Przez pierwsze dwa lata mogłem mieszkać u niego i jego żony. Nie potrafię nawet wyrazić tego jak wdzięczny im jestem za to wszystko, zawsze dawali mi wiele, mimo iż sami mieli dwóch synów oraz córkę. Tego nigdy im nie zapomnę. Bardzo mi pomogli do czasu gdy zagrałem w pierwszej lidze i zarobiłem swoje pierwsze pieniądze. Zawsze ich odwiedzam jak wracam do ojczyzny. Jestem im wdzięczny, a oni są teraz dumni”.
Tak więc wojna mogła zniszczyć pana karierę?
Pranjic: „Mogła, ale miałem wtedy dużo szczęścia”.
A czy w trakcie wojny stracił pan kogoś z bliskich?
Pranjic: „Nie, również tutaj miałem szczęście”.
Komentarze