40 milionów euro wydane na zakup Javiego Martineza przed sezonem 2012/2013 to do tej pory rekord transferowy Bayernu Monachium, co w obecnych czasach nie jest kwotą budzącą jakiekolwiek zdziwienie. Polityka transferowa klubu ze stolicy Bawarii może być przykładem dla każdego klubu w Europie, którego aspiracje sięgają jak najwyżej. Monachijczycy od kilku lat utrzymują się w ścisłym europejskim topie i jednocześnie potrafią obejść się bez wydawania ogromnych pieniędzy na pojedynczych piłkarzy.
Wydatków transferowych Bayernu z pewnością nie można nazwać oszczędnością, jednak nie można też nazwać szaleństwem. Zarząd monachijskiego klubu znany jest w całej Europie z jednego – rozsądku. Każdy spory – jednak na warunki europejskie wcale nie tak spory – wydatek jest analizowany na wszystkie przypadki. Nie ma tu miejsca na transfery życzeniowe. Sprowadzenie danego zawodnika najpierw musi zostać zatwierdzone przez „wielką szóstkę” panującą w Monachium, czyli trenera, prezydenta klubu(Karl Hopfner), przewodniczącego Rady Nadzorczej(Karl-Heinz Rummenigge), dyrektora finansowego(Jan-Christian Dreesen), sportowego(Matthias Sammer) oraz technicznego(Michael Reschke). Dopiero później ostateczną decyzję w sprawie wydania pieniędzy podejmuje zarząd, który może dać zielone światło lub też nie.
Dany wydatek ma gwarantować daną jakość. Nie ma tu miejsca na jakieś „ale”. Jeśli płaci się za konkretnego zawodnika np. 30 milionów euro, to wymaga się od niego tego, że na boisku będzie mógł pomóc swoją jakością całej drużynie. To z pewnością cecha rozpoznawalna działaczy rekordowych mistrzów Niemiec. Ciężko jest znaleźć w Bayernie transfery nietrafione. Wydanie danej ceny zawsze ma gwarantować adekwatną do niej jakość. Jednak jeśli jakaś pomyłka już się zdarzy, to klubowi zawsze uda się uratować część pieniędzy wydanych na zawodnika dzięki jego sprzedaży. Niby proste, ale jednak niewielu potrafi operować pieniądzem tak jak Bayern.
I to idealnie pokazują ostatnie lata. Bawarczycy zbudowali najbardziej zbalansowaną kadrę na świecie, która swoim drugim garniturem mogłaby walczyć o triumf w Bundeslidze. I nie wydali przy tym ogromnych pieniędzy na pojedynczego zawodnika.
Duma Bawarii swój zabójczy duet skrzydłowych – Robbery – zbudowała za mniej niż 50 milionów euro. Chcemy mieć najlepszego bramkarza na świecie? 30 milionów euro. Chcemy wzmocnić drużynę jednym z najlepszych stoperów na świecie? 38 milionów euro. Chcemy mieć pomocnika, który stanowił o sile środka pola drużyny grającej w finale Ligi Mistrzów? 37 milionów euro. I można tak wymieniać dalej. Bayern ma swój próg 40 milionów euro, którego konsekwentnie nie przekracza, ale przy tym dokonuje naprawdę klasowych wzmocnień.
Czym są takie pieniądze w świecie, w którym wydaje się ponad 60 milionów euro na Raahema Sterlinga, 46 milionów na Christiana Benteke czy 34 miliony na Memphisa Depaya? Niczym. Bayern dzięki swojemu rozsądkowi nie dał się wciągnąć w przepłacanie zawodników, których jakość jest wątpliwa, pomimo tego, że ma ku temu odpowiednie zasoby finansowe. I z pełnym przekonaniem mogę stwierdzić, że nie zrobi tego i w następnych latach, co jest za sługą zróżnicowanej pod względem wiekowym kadry.
Memphis Depay jest jednym z przykładów tego, że w Bayernie każdy ewentualny zakup jest analizowany z każdej strony. Bawarczycy sami wycofali się z walki o utalentowanego Holendra, dochodząc do wniosku, że nie warto wydawać takich pieniędzy na tego zawodnika. Kolejny przykład z ostatnich lat? Nie jest tajemnicą, że do Monachium chciano ściągnąć Danilo, jednak również zrezygnowany. Cena ma się równać jakości. Z obu piłkarzy w ich obecnych z pewnością wielu nie jest zadowolonych.
Polityka transferowa Bayernu ma szczególnie jedną wielką zaletę dla kibiców Die Roten - to idealny parasol ochronny od wielu plotek transferowych. Pozwala to zdystansować się od wiadomości pojawiających się w mediach. Ostatnie tygodnie są tego także najlepszym przykładem. James lub Lukaku w Bayernie? Sympatycy mistrzów Niemiec mogą przejść obok takich „informacji” bezinteresownie, bo mogą mieć pewność, że władze klubu nie wydadzą takich pieniędzy. I również jest to objaw mądrości. Wydanie około 60 milionów euro na jednego zawodnika to przede wszystkim ogromne ryzyko. Na taką pomyłkę transferową nie ma już wytłumaczenia i ewentualna wpadka może przez długi czas ciągnąć się za władzami klubu. O wiele łatwiej jest odzyskać pieniądze za zawodnika, na którego wydało się 30 milionów euro, niż za zawodnika, na którego wydano dwa razy więcej.
Bayern to idealny przykład potęgi, która pokazuje, że pieniądze w piłce znaczą wiele, ale nie są elementem kluczowym, czego przykładem jest wiele klubów z angielskiej Premier League lub francuskie PSG. Kontrast pomiędzy drużyną, która była budowana przez dyrektora sportowego Christiana Nerlingera, a obecną, jest po prostu ogromny. Ciągłe wyciąganie wniosków, m.in. z nieudanych transferów z Ameryki Południowej, daje klubowi ogromne doświadczenie. Doświadczenie, które klub systematycznie stara się przekuwać w sukces. Sukces, który zbudowany jest dzięki rozsądkowi, nie pieniądzom.
Kwoty wydane przez przykładowe kluby od sezonu 2011/2012:
Paris Saint Germain - 558 milionów euro | Sukcesy w Europie: 4x 1/4 Ligi Mistrzów
Manchester City - 560 milionów euro | Sukcesy w Europie: 1/2 Ligi Mistrzów
Manchester United - 557 milionów euro | Sukcesy w Europie: 1/4 Ligi Mistrzów
Bayern Monachium - 325 milionów euro | Sukcesy w Europie: trium w Lidze Mistrzów, finał Ligi Mistrzów, 3x 1/2 Ligi Mistrzów
Piotr Klama
Komentarze