Już za niecałą godzinę na boiskach Bundesligi rozlegnie się pierwszy gwizdek, który rozpocznie sezon 2013/2014. Głównym faworytem do tytułu jest tradycyjnie Bayern Monachium, choć sympatycy innych niemieckich klubów, z Borussią Dortmund na czele, będą ściskać kciuki za każde jego potknięcie. Ciężko oczekiwać czego innego po sukcesach drużyny Juppa Heynckesa, ale… No właśnie. Przecież bawarskiego giganta nie będzie już prowadził Don Jupp. Od końca czerwca 2013 roku w Monachium rozpoczęła się era Pepa Guardioli. Jak będzie wyglądać próbują domyślić się wszyscy, ale dzisiaj już widać, że fala entuzjazmu wynikająca z zatrudnienia tak wielkiego nazwiska opadła i powoli do głosu dochodzą pesymiści.
Co takiego nie spodobało się części specjalistów i sympatyków? Na przykład wyniki spotkań rozegranych w okresie przygotowawczym, a w tak zasadzie jednego spotkania. Superpuchar przegrany z BvB wybudził wszystkich ze wspomnień o minionym sezonie i przypomniał, że w sporcie nie zawsze się wygrywa. Wiem. To nic miłego, lecz jeśli dzięki temu testowi Katalończyk doszedł do konstruktywnych wniosków dotyczących ustawienia i podstawowego składu, to bardzo dobrze. Tym więcej ważnych pucharów wzbogaci muzeum klubowe w przyszłości. Równocześnie wiele komentarzy wzbudziły transfery. Wprawdzie sprzedaż Petersena i Tymoszczuka wszyscy przyjęli ze zrozumieniem, bo to zawodnicy po prostu niepasujący już do Bayernu, ale w przypadku Gomeza rozpętała się wielka dyskusja. Osobiście bardzo go lubię, niemniej każdy nowy trener ma swoją wizję zespołu, w której nie wszyscy muszą się odnaleźć. Ponadto Mario rywalizował o miejsce w pierwszym składzie z dwoma innymi napastnikami i już w poprzednim sezonie został odsunięty przez Heynckesa na boczny tor. W zawieszeniu pozostaje kwestia Luisa Gustavo, ale i w tym przypadku należy postawić pytanie o pozycję w zespole. Nie potrafię przypomnieć sobie ważnego meczu, w którym by występował, nie mówiąc o odgrywaniu kluczowej roli. Dużo bardziej niezastąpiony wydaje się Javi Martinez, krytykowany początkowo w związku z 40 mln euro, przelanymi na konto Athleticu Bilbao. Co do graczy ściągniętych do Monachium warto zaznaczyć, iż tylko jeden z nich, czyli Thiago Alcantara, przywędrował na wyraźne życzenie Guardioli. Pamiętając poczynania Hiszpana w Barcelonie jestem zdziwiony tak minimalnymi zmianami personalnymi. Przecież stojąc u progu swojej trenerskiej kariery wywołał on małe trzęsienie ziemi odsyłając do rezerw Deco i Ronaldihno, czyli ówczesne gwiazdy pierwszej wielkości. Wyobrażacie sobie Bayern bez Schweinsteigera i Ribery`ego? Wtedy dopiero byłoby o czym rozmawiać. O ciągłych rotacjach w składzie i zmianach w ustawieniu nie ma nawet co się rozpisywać, choćby dlatego że wielu zawodników, w wyniku urazów, długo nie było do dyspozycji szkoleniowca.
Skąd w takim razie tyle pesymizmu i wątpliwości? Czy można zaufać zarządowi, który przez dziesięciolecia prowadził klub, czyniąc z niego europejską potęgę? Czy można zaufać ludziom, potrafiącym w ostatnich czterech latach trzykrotnie dotrzeć do finału Ligi Mistrzów, po to aby ją ostatecznie wygrać? Jestem przekonany, że tak. Nie zmienią tego nawet tak nieudane eksperymenty jak zatrudnienie Jurgena Klinsmanna, bo to tylko wyjątek potwierdzający regułę.
Na podobny kredyt zasłużył sobie Guardiola, którego zaczęto krytykować już po kilkunastu meczach okresu przygotowawczego. Jeszcze nie ruszył sezon i nikt nie wie jak właściwie ma wyglądać Bayern według Pepa, a Katalończyk, mający na koncie zbudowanie drużyny uznawanej przez wielu za zespół wszechczasów, może być uważany za bezmyślnego wandala. Oczywiście Pep, pomimo swoich osiągnięć, musi się jeszcze wiele uczyć. Sam zresztą w wywiadach to sygnalizował. Praca w zupełnie nowym środowisku przyniesie i w jego przypadku kilka błędnych decyzji, tyle że misja trenera ma charakter długoterminowy, a więc mniejsze i większe potknięcia są wliczane w koszty. Należy się z nimi liczyć, bo w Monachium nie trzeba budować znakomitej drużyny. Jupp Heynckes już to zrobił. Teraz nowy sztab szkoleniowy czeka coś znacznie trudniejszego, czyli proces stopniowej przebudowy zespołu, bez której nie będzie on w stanie utrzymać się na szczycie. Konkurencja nie śpi. Jeśli ktoś jeszcze łudzi się, że wystarczy tylko zmienić szyld/trenera i jechać dalej, to pomylił realne życie z Football Managerem. To nie takie proste, w związku z czym ludziom zarządzającym naszym klubem należy się szacunek, a zespołowi wraz z całym sztabem trenerskim wsparcie, nawet jeśli nie do końca się zgadzamy z ich decyzjami. Zamiast udowadniać, że jesteśmy mądrzejsi od nich wszystkich siądźmy przed telewizorami czy komputerami i z okrzykiem - Mia san Mia! – dopingujmy FC BAYERN.
Komentarze